W tym jednak wypadku nie widzimy racji, dla której nie mielibyśmy sprzedać koni za tak dobre pieniądze...
— Oj, te pieniądze! — mruknęła babka. — Ludzie dzisiejsi za pieniądze oddaliby własne dzieci.
— Afektuje mameczka! — wtrącił syn.
— Och! jakżeście wy łatwo zapomnieli o tym biedaku! — mówiła wzburzona staruszka. — Jakiem tylko miała zabawki po nim, oddaliście Władziowi, który je tego samego dnia popsuł. Jego łóżeczko darowaliście ekonomowi, a wózek gnije w szopie, choć ze łzami błagałam was, abyście go zostawili w moim pokoju. Teraz przyszła kolej na klaczkę, którą własną ręką karmił, woził się na niej, całował ją...
— Jeżeli mama rzeczywiście tak ceni pamiątki po Kaziu — rzekł już zniecierpliwiony syn — to któż mamie broni kupić ode mnie oba konie? Tym sposobem ja nie zostanę skrzywdzony, i klacz nie opuści domu. Trzysta rubli toć przecie nie tak znowu wielki kapitał, a mnie się przyda.
— Właśnie chciałam to samo powiedzieć... Z ust mi wyjąłeś! — wtrąciła bardzo ożywionym głosem synowa.
Rozdrażnienie babki było tak wielkie, że bez trudności napozór sama powstała z krzesła.
— Ja mam dać trzysta rubli? — spytała. — Ja?...
Nadbiegła dziewczyna i podała rękę staruszce, która z nieopisanym żalem spojrzawszy na syna, wyszła do siebie jakaś wyprostowana i żwawsza. Dopiero w pokoiku upadła ciężko na fotel, zapłakała i wkrótce potem zasnęła.
— Dziwna to ta starość — rzekł po chwili milczenia pan Jan do swej małżonki. — Roztkliwia się nad byle drobiazgiem, codzień roni łzy nad wspomnieniami, ale okazuje dużo hartu wówczas, gdy mowa o pieniądzach.
Milczenie.
— Mama istotnie od kilku lat bardzo się zmieniła — dorzuciła synowa. — Dawniej hojna dla służby i dla nas, dziś nikomu grosza dać nie chce...
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 02.djvu/091
Ta strona została uwierzytelniona.