Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 02.djvu/092

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jużci to jaśnie pani ma świętą racją! — wtrąciła niańka. — Jak żył Kazio nieboszczyk, nie było miesiąca, żeby człowiek czego nie oberwał, i nie tylo ja, ale lokaj, furman i dziewuchy. A teraz to starsza pani strasznie się trzęsie za groszem, nawet i sobie nic nie kupi.
— Wada wieku! — mruknął pan Jan.
Znowu nastała cisza, którą przerywał tylko brzęk much i bełkotanie małego Władzia.
— Ciekawam, jaki też matka może mieć kapitał? — spytała zamyślona synowa.
— Trudno odgadnąć — odparł mąż. — Wiem tylko, że matka od śmierci swego brata wydała na nasz dom, na rozmaite nabożeństwa i podarunki około dziesięciu lub piętnastu tysięcy rubli, ale nie wiem tego, ile jej wuj ciepłą ręką zostawił. Może już nie ma nic?...
— Daj spokój! ty wiesz, że nie jest tak źle — odparła z uśmiechem pani.
— Oj! oj! — odezwała się niańka. — Naco tu jaśnie pana, kiej we dworze wszyscy wiedzą, że pani starsza ma kupę pieniędzy.
— Skądże wiedzą? — spytał pan, podnosząc nagle głowę.
— Albo to ja, proszę jaśnie pana, nie widziałam, jak starsza pani zamyka się w pokoju, roletę zapuści, dobywa szkatułkę ze skrzynki i liczy cosik nieraz przez całe pół dnia. Tak rychtyczek jak nieboszczyk dziekan z Pałąk, co to nie dojadał, nie dopijał, mieszkał i ubierał się jak dziad, a po nocach ruble i dukaty kwaterką mierzył. Służyłam wtedy za dziewuchę u organisty, tośmy się bywało nieraz zakradli pod okno i przez szpary w okiennicy podpatrywali jegomości. Już ja chyba do śmierci nie ujrzę takich strasznych pieniędzy!...
Umilkła niańka, zajęta utulaniem płaczącego Władzia, który się uderzył rączką o stół. Przestraszona matka zapomniała o wszystkiem, całując i chuchając na tłuste paluszki je-