Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 02.djvu/094

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zdrowo! — odpowiedział Wawrzyniec. — Nie bój się! odejdzie ci z połowa ochoty, jak pójdziesz w cudze ręce. Nie będą dla ciebie kradli owsa fornalskim koniom, i jeszcze daj Boże, żeby cię samego nie krzywdzili! Jakie to karczysko u niego, jaki zad, jakby u jakiej hrabiny!
Niańka, którą okrutnie język świerzbiał, ile razy słyszała gadanie, zachwyciwszy rozmowę Wawrzyńca z końmi, otworzyła parasolkę i ze śpiącem dzieckiem zbliżyła się do płotu.
— To ci dopiero Wawrzyniec dostanie od Wesołowskiego uzdowe! — rzekła z uśmiechem.
Markotny Wawrzyniec spojrzał z podełba na babę, plunął przez zęby i posądzając ją widocznie o chęć naigrawania się nad nim, wrzasnął:
— Myśl lepiej o tem, żebyś za rok mamką została, a do koni mi się nie wścibiaj!... Nie bój się! oddałbym ci i te uzdowe i jeszcze co batem z łaski swojej dołożył, żeby ino nie sprzedawać tych konisków, a ona mi tam uzdowe wymawia!...
— Ola Boga, a cóżto wy myślita, że mi tak pilno konie sprzedać?
— No, to czego trajkoczesz?
— A bo mi ich żal — odparła niańka, a czując, że się mały budzi, poczęła śpiewać:
— Aa — aa! lu! lu! lu!... Aa — aa!...
— Takie to tam babskie żale! Choćby i największy był, wycieknie z niej jak woda z dachu... Tylko tyle, że sobie oczy przepłócze, ażeby lepiej za chłopami zerkać mogła.
— Myślicie, że mi ich nie żal?... Albo to i mnie nie lepiej było jeździć z panią do kościoła we czwórkę? Bywało, jak człowiek wysiadł z dzieckiem z powozu i obejrzał się, co tyle koni przed nim wierzga, to tak jakby mu kto...
— Soli nasypał! — wtrącił stangret, szczotkując białą klaczkę.
— Gdzie zaś! — odparła niezmieszana tem niańka. — Ale teraz — zakończyła z westchnieniem — jak siądziemy w tyle