Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 02.djvu/098

Ta strona została uwierzytelniona.

lepiej. Zjadła nawet rosołu z kury i usiadła na łóżku, otoczona poduszkami.
Odtąd czas jej wlókł się bardzo smutno. Była senna, choć zasnąć nie mogła; gdy chciała skupić myśli, zapominała o wszystkiem, a gdy rada była zapomnieć o świecie całym, w duszy jej snuły się mroczne marzenia, jak rój pająków w walącym się budynku. Chwilami nie czuła rąk, ani ciepła napełnionych wrzątkiem kamionek, któremi ogrzewano jej sztywniejące nogi. Niekiedy, gdy kto drzwi otworzył, oglądała się po pokoju jak człowiek, który nagle z piwnicy wyszedł na światło. Zdawało się, że czeka ukazania się śmierci, aby przemówić do niej: „Oto jestem!“ Podobna była do liścia, który, postradawszy wrażliwość na promienie słoneczne, zwija się apatycznie i usycha. Na wiecznie kwitnącem drzewie ludzkości wyrosły już nowe pączki, gwałtownie rwące się do życia, którym ona zkolei obowiązana była ustąpić, jak i jej niegdyś ustąpiono.
Śmierć, która dla jednych jest cierpieniem i niebezpieczeństwem, dla drugich bramą, wiodącą do szczęścia, dla innych ucieczką od złego, dla niej była ostatnim aktem znużenia. Dziś nawet nie pragnęła jej, ponieważ umieranie jest jeszcze objawem życia, które jej ciężyło, — raczej gasła. Tylko gdy kilka kropel starego wina podsyciło jej energją, gdy we wspomnieniach jak odległy krajobraz zarysowały się jej lata młodości i siły, gdy niewyraźne te, a tak piękne widziadła porównała z obecnym mrokiem, jaki ją nieustannie otaczał, spoglądała na obecnych i z bolesnym uśmiechem pytała: kiedyż to się nareszcie skończy?
Każde dogorywające światło miewa chwile, w których rzuca silniejsze blaski; chwila taka i dla babuni nadeszła. Jakieś niezrozumiałe dla zdrowych i młodych symptomata ostrzegły ją, że wkrótce w istnieniu jej zajdzie ważna zmiana. Chciała jeszcze zaczerpnąć świeżego powietrza, rozejrzeć się po drzewach choć zdaleka i prosiła, aby jej okno otworzono. Potem