Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 02.djvu/109

Ta strona została uwierzytelniona.

Kum-ci, jeszcze z jednym chłopem, jak nie pójdą w nogi, nie oglądający się!... Wrócili dopiero o świtaniu, ale już ze szynkarza był ino trupeczek, zawieszony kapotą o gwóźdź...
Lokaj w tej chwili upuścił na ziemię talerz, który się w drobne kawałki rozbił.
— Babskie plotki! — krzyknął zmienionym głosem. — Taki szynkarz, co już z umarłym gadał, gwoździaby się nie zląkł!... Zwłóczą się tu tylko z pod kościoła i rozpowiadają bajki, żeby ludzie po nich zasnąć nie mogli.
W tej chwili skrzypnęły drzwi od sieni, dziewuchy krzyknęły strwożone, a w progu ukazała się dziedziczka.
— Nie bójta się, to przecież jaśnie pani! — uspakajała je gospodyni.
Gdy na panią Janowę upadł blask ognia, zdawało się obecnym, że twarz jej jest żółta jak wosk, a usta sine.
— Czy jest tu babka? — zapytała dziedziczka.
— Jestem, jaśnie pani!
— Czy dali wam jeść, wygodną pościel? — mówiła prędko i głosem urywanym.
— I jeść dalim, i posłanie będzie — odparła gospodyni.
— No, to dobrze, zostańcie tu z Bogiem. Dlaczego Józef jeszcze nie śpi?...
Lokaj drgnął i ledwie zdążył wymówić:
— Ja?...
— Kładź się i ty, kładź, bo jutro rano musisz wstać. Dobranoc wam!...
Powiedziawszy to, dziedziczka wyszła. W kilka minut później zdawało się obecnym, że jeszcze zagląda przez okno. Ale to pewnie zdawało im się tylko.
W pół godziny lokaj wrócił do kredensu, dziewuchy i babka układły się pokotem na tapczanie i ławach. Ogień na kominie ledwie tlił się, ale zato coraz głośniej świerkały świerszcze i bzykały muchy po kątach, borykające się z pająkami. Zaległa cisza, którą mąciły tylko oddechy śpiących i urywane wy-