Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 02.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.
na nogi, w haniebny sposób zawiodła moje zaufanie. Zofja, którą nawet z czterdziestoma tysiącami rubli decydowałem się pojąć za żonę, już ma innego konkurenta, a Amelja nie ma owych sześciu tysięcy rubli, o których ciotka jej opowiada, i wogóle nie zasługuje na to, abym mógł na niej nadzieje oprzeć.
Stało się!... Mając do wyboru nędzę i niewolę u lichwiarzy, pracę bez jutra i czarne myśli lub — śmierć, łatwo odgadniesz, com wybrał. Sen bez marzeń... o! jakże on uśmiecha się do mojej niegdyś wulkanicznej, a dziś — zlodowaciałej wyobraźni. Gdy maj zajaśnieje, przyjdź do mej samotnej, klątwą obciążonej mogiły, i zazdrość mi!... Jakże słodko pomyśleć, że w chwili, kiedy to czytać będziesz, dla mnie już skończą się nadzieje, cierpienia i... wspomnienia!... Na wieki!...
Gdy odczytasz, spojrzyj w lustro, te same, w którem nieraz przeglądałem się, myśląc o niej. (Euzebjusz nie wiedział o której.) Może wedle słów legendy ukaże ci się tam duch twego

Januarego.

— A niechże cię sto tysięcy! — mruknął, zimnym potem oblany Euzebjusz, myśląc, że nigdy podobno mniej niż dziś nie miał chęci do przeglądania się w lustrze. Gdyby opinje stanowcze o usposobieniu ludzkiem były na miejscu, to powiedzielibyśmy, że jak w obecnej chwili, Euzebjusz czuł nawet pewną odrazę do lustra i odwrócił się do niego tyłem.
— Co tu robić?!... — myślał. — Bo ja wiem, może jeszcze ten warjat żyje?... Gdybym pobiegł i wyperswadował mu?... Tak, ale jeżeli już zastanę trupa?...
Uwaga ta o tyle mocny wpływ wywarła na niezachwianie logiczny umysł Euzebjusza, że gdyby od decyzji jego zależało nietylko życie, ale nawet nieśmiertelność przyjaciela, jeszczeby nie poszedł sam, w nocy, do mieszkania samobójcy.