Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 02.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.

January był miłym w biurze, przy obiedzie, przy bilardzie wkońcu, ale jako trup, zalany krwią, ciepły jeszcze — musiał być straszny, wstrętny!...
W tej chwili zdało się Euzebjuszowi, że w kierunku lustra słyszy jakiś lekki szmer. Nie było to podobne nawet do szelestu myszy, było to raczej — powiewne stąpanie. Gdyby firanki mogły chodzić, nie wydawałyby innego szmeru.
— Złudzenie! — szepnął Euzebjusz, lecz w tej chwili uczuł, że jakaś siła niepojęta, nieziemska, chce zmusić go do obejrzenia się wtył. Euzebjusz miał tyle odwagi, że gdyby chciał, sto razy obejrzałby się za siebie. Ale robić to pod przymusem, pod naciskiem, wywieranym niewiadomo przez kogo, ulegać kaprysowi byle jakiejś istoty nieujętej — na to nie pozwalała mu godność.
Z drugiej strony jednak, jeżeli się nie odwróci, nie będzie mógł rozebrać się, pójść spać...
Spać?...
W pokoju było jakieś surowe powietrze, chłodne nawet, tak dalece, że Euzebjusz szczęknął parę razy zębami. Co u licha!... (właściwie młody człowiek nie miał zamiaru wymówić tego wyrazu: licho) co u... u... stu bizunów!... (jaki to komiczny wyraz: bizun!) pewnie służący dziś w piecu nie napalił?... A gdyby też tak zawołać chłopaka od stróża i kazać mu, ażeby narobił ciepła, ale doskonale! i czuwał — dopóki ogień nie zgaśnie?...
Towarzystwo chłopca, niepospolitego brudasa, wydawało się Euzebjuszowi w tych wstrząsających okolicznościach bardzo ponętne. Domyślać się należy, że w chłopcu tym pod powłoką, tak niezgodną z zasadniczemi własnościami mydła, tkwi dużo przymiotów cennych. Gdyby tak Euzebjusz przyjął malca do siebie, otoczył go pieczołowitością, rozwinął jego drzemiący umysł i serce? Dokonałby czynu dobrego, i sam nie czułby się tak strasznie, tak nieznośnie osamotnionym jak w tej chwili.