— Bo pan, mimo śmierci przyjaciela, gwiżdże na naszą służącą.
— Ależ słowo honoru!
— No, no!... Już tym razem skargi nie podam, ale bardzo proszę, aby nam pan koncertów na przyszłość nie wyprawiał. Dobranoc!...
— Dobranoc!... dobranoc!... — powtórzono z prawej strony. Świeca znikła, a drzwi jedne i drugie zatrzaśnięto.
Euzebjusz usłyszał turkot jadącej zwolna dorożki. Zbiegł pędem ze schodów, przy pomocy stróża otworzył bramę, znalazł dorożkarza niezajętego i kazał się wieźć do jednego ze znajomych.
— Dostanę rubelka? — spytał sałaciarz.
— Dobrze! dobrze! — odparł Euzebjusz, modląc się w duchu, aby i ten znajomy, do którego jechał na nocleg, nie dopuścił się czasem samobójstwa.
Szczęściem, znalazł go w pełni sił i zdrowia, opowiedział o śmierci Januarego i rzucił się na szezlong.
Znajomy mówił, że Euzebjusz parę razy krzyczał przez sen.
U WRÓT ŚMIERCI.
January był w życiu romantykiem. Znaczy to, że nietylko miewał romanse, co, jak wiadomo, nie jest grzechem, ale — że nikt nie mógł przepowiedzieć, jak się młodzieniec ten znajdzie w danych okolicznościach. I jadał bowiem codzień inaczej, i sypiał coraz o innych godzinach, cieszył się coraz z innych konceptów i gniewał dziś z tych powodów, które go wczoraj bawiły.
Jeżeli żył kto z nim po przyjacielsku i jowjalnie, January podejrzewał go o zbyteczną poufałość i chęć drwinkowania. Jeżeli inny trzymał się sztywnie i zdaleka, January posądzał