Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 02.djvu/153

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ach! jeżeli takie zakłady robicie panowie, to bardzo dobrze!... — zawołała, całując ojca w rękę.
— Ale idź i nie przeszkadzaj panu Wiolińskiemu — rzekł ojciec.
— Nie panie! — odezwał się Wioliński — ja w takich warunkach nic nie zrobię. Natchnienie mnie odbiegło...
— Wiem, z winy Helenki!
— Uchowaj Boże! Panna Helena wcale mi nie przeszkadzała, ale kiedy się pan zaczął gniewać...
— Basta! — przerwał major. — Ponieważ on się gniewał, więc liczmy na nowo. Minuta po wpół do piątej!...
— Na nowo!... na nowo!... — krzyczał Robek. — Pokażę panu, że w moim domu jest cicho i że kto ma ochotę, może nietylko komponować, ale nawet płacić za lokale...
— Piasku białego wiślanego!... piasku!... piasku!... — doleciał piskliwy głos z podwórza.
— Ma pan ciszę! — rzekł Wioliński.
Robek skoczył do okna.
— Precz stąd, hultaju! — krzyknął na piaskarza. — Kości ci pogruchoczę.
— Prędzej się panu sadło rozleje! — odparł hardy łobuz.
— Kryminalisto!... ja ci dam!... — wrzeszczał Robek. — Stróżu!... Piotrze!...
Chłopiec uciekł, obrzucając klątwami podwórze.
— Ha, łajdak! — westchnął nieszczęśliwy gospodarz. — Już on tu więcej nie przyjdzie. Komponuj pan, panie Wioliński... Jazda!...
— Pięć minut po wpół do piątej! — rzekł major.
— Dokądże to będzie trwało? — spytał Wioliński.
— Do śmierci, panie!... Cisza do końca świata! — odparł Robek.
— Ale kiedyż się zacznie?
— Już się zaczęła.