— Teraz tatko musi się pojedynkować? O Boże?...
Tatku! — zawołała do wchodzącego Robka — tatko nie będzie się pojedynkował, ja nie chcę, ja umrę!...
W przedpokoju ukazały się dwie baby, krzyczące jedna przez drugą:
— To tak!... to porządne panowie będą teraz uczciwe kobiety na strychu zamykali jak złodziei?... Dobrze!... pójdziemy do sądu...
Robek upadł na fotel i schwycił się za głowę. Płacząca Helenka uklękła przed nim i mówiła:
— Tatko nie będzie się pojedynkował!... O Boże!... czyż podobna pojedynkować się w tym wieku!...
— Co ty mówisz?... Z kim ja się mam pojedynkować? — pytał nieszczęsny Robek.
Helenka podała mu kartkę.
— O, pójdziemy do sądu! — krzyczała jedna z bab. — To nie te dziś czasy, mój panie, żeby ci co mają kamienice więzili ludzi niewinnych!...
Szczęściem dalszy wylew elokwencji przerwał Wioliński, który wróciwszy z niefortunnej pogoni za złodziejem, przy pomocy rewirowego wyrzucił obie damy z przedpokoju.
— Cóż? — spytał major artysty.
— Ani śladu! przepadł jak kamień w wodzie z naszemi paletotami! — odparł Wioliński.
Robek w tej chwili zerwał się z fotelu.
— Tatku!... ojcze!... — błagała Helenka — tatko nie będzie się pojedynkował.
I mówiąc to, całowała ojca po rękach.
— Za pozwoleniem! — odezwał się major — dajcież mnie choć teraz przemówić...
— Mów, rób co chcesz!... — krzyknął Robek. — Nie będę cię już powstrzymywał... siły mi już nie starczą do oganiania się przed tą całą zgrają i do hamowania ciebie...
— Mój kochany! — zaczął major — pozwól sobie przede-
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 02.djvu/160
Ta strona została uwierzytelniona.