Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 02.djvu/174

Ta strona została uwierzytelniona.

działaniem jej jasnych spojrzeń Norcio mniej klął, częściej się śmiał i nawet — począł okazywać pewną skłonność do tycia.
Dwaj przyjaciele byli już ze sobą na ty. Norcio nazywał Plunia — Pluniem, a Plunio Norcia — Norciem.
Wkrótce Norcio zapoznał Plunia ze wszystkimi swoimi znajomymi, Plunio zaś wszystkim podobał się i wyrobił sobie jak najlepszą opinją.
Bywało w restauracji jedzą obaj raki. Plunio je i — wedle zasad przyzwoitości — palce oblizuje, a Norcio złości się,
— Garson! jakieżeś mi to u djabła raki podał? To zepsute kocie mięso w zeszłorocznych skorupach!
— Kochany Norciu, uspokój się... — mitygował go Plunio.
— Ależ jaśnie panie, to są świeże raki. Pływałyby, gdyby je w wodę włożyć — tłomaczy się garson.
— Błazen jesteś ze swojemi konceptami — krzyczał Norcio. — Nie służysz tu dla konceptów, ale dlatego, ażebyś wypełniał rozkazy gości.
— Drogi Norciu, uspokój się... — błagał Plunio.
— Cicho bądź, bo i tobie głupstwo powiem!
Garson mocno urażony odchodził i mówił w kuchni:
— Ten Kichalski to porządny pan, ale ten złodziej Zgrzytowicz to czysta bolączka. Jabym wolał cholerę angielską widzieć aniżeli jego!
Innego dnia poszli razem do krawca, u którego Norcio obstalował sobie wykwintne sakpalto. Była to rzecz kosztowna i ładna, Norcio przecie ledwie ją przymierzył, wpadł w gniew:
— Co to za worek? — krzyczał. — W pachach ciasny, pod kołnierzem marszczy się. Taki strój może być dobry dla charcików angielskich, ale nie dla ludzi.
— Pan baron grymasi — odparł krawiec, który Norcia zawsze tytułował baronem. — Choćbym nawet chciał panu baronowi poprawić, to nie mogę, gdyż leży wybornie.
— Istotnie tak jest! — wtrącił Plunio.
Norcio zaczął sapać.