— Ależ wynoś się do potępienia! O moje zęby! — jęczał Norcio.
— Więc zęby cię bolą.
— Jakiś ty osioł! Kiedy mówię: zęby, to już nic innego nie może mnie bolić tylko zęby! — wrzasnął Norcio.
Plunio utopił w nim spojrzenie tak pełne współczucia i innych kojących własności, że widać pod wpływem tego moralnego chloroformu, ból Norcia zmniejszył się. Chory westchnął, potarł czoło i szczękę, a potem — spojrzawszy na zmaltretowanego przyjaciela, rzekł spokojniej:
— Zbeształem cię trochę? Przepraszam cię. Ale żebyś wiedział, jak te szelmy bolą!
— Wiem — odparł Plunio — mam przecie trzy zęby spróchniałe.
— Aj! — jęknął Norcio.
— Znowu boli?
— Świ... świdruje! Gwałtu... wścieknę się!
W tej chwili kapryśny ból znowu minął.
— Kochany! — szepnął Plunio — dam ci radę.
— Jaką?
— Każ go wyrwać.
Norcio spojrzał ponuro.
— Nie głupim! — rzekł.
— Dlaczego? — spytał Plunio błagalnym tonem.
Ponieważ cierpienie ustało, Norcio więc usiadł na łóżku i począł mówić:
— Słuchaj! Rok temu bolał mnie ten sam ząb. Fuu! Zdecydowałem się rwać, ale kiedy poszedłem do dentysty i zobaczyłem taką masę szczypców, haków, kluczów, trybuszonów... oj gwałtu! Ustał ból, jakby go ręką odjął. Mój Pluniu, podaj mi ręcznik i przysuń spluwaczkę.
Ostatnią wolę przyjaciela Plunio święcie wykonał.
— Wróciłem do domu — ciągnął Norcio. — Cały dzień było mi dobrze. Ale w nocy zabolał mnie znowu tak, że osza-
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 02.djvu/181
Ta strona została uwierzytelniona.