Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 02.djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.

— Silny ból! — rzekł przybyły, nie okazując ani cienia obrazy. — Cały nerw odkryty... musimy wyjąć.
Odwrócił się, otworzył pudełko i jakiś niewielki przedmiot wsunął w rękaw.
— To dentysta! — wrzasnął Norcio — ja nie dam rwać zęba!
Plunio milczał i tkliwie patrzył na swego przyjaciela.
— Za pozwoleniem — rzekł dentysta. — My, doktorzy dentyści, nie rwiemy zębów, tylko wyjmujemy, a to jest wielka różnica. Pan dobrodziej pozwoli.
I łagodnie, ale stanowczo począł mu pchać obie ręce w usta.
— Ja nie chcę do stu djabłów! — krzyczał naprawdę zmieszany Norcio.
Doktór dentysta cofnął się.
— Jeżeli pacjent nie zgadza się na operacją — rzekł — przynaglać nie możemy. Używamy tylko słów perswazji i zachęty.
— Norciu! — odezwał się Plunio — bądźże mężczyzną.
— A czemże u licha byłem do tej pory?
— Więc pozwól... Wszakże to drobnostka...
— Jeżeli drobnostka, to dlaczego ty sobie nie wyrwiesz? — ofuknął Norcio.
Plunio zamyślił się. Przez tę krótką chwilę zdało się, że czoło jego otacza aureola poświęcenia. Był majestatyczny.
— Norciu! — rzekł głosem uroczystym. — Aby cię przekonać, że wyjęcie zęba nie jest rzeczą tak przykrą jak sądzisz, każę sobie wyjąć... trzy!
Dentysta odwrócił się, otworzył pudełko i wyjął z niego inne niewielkie narzędzie, które znowu schował w rękaw.
— To mi przypomina — rzekł niepospolity ten operator — pewną Rzymiankę, która chcąc męża natchnąć odwagą do przyjęcia śmierci, sama przebiła się i zawołała: „Mężu! to nie boli!“