Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 02.djvu/209

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mała rzecz! — odpowiedział Paweł. — Ale żebyś pan wiedział, jak mi się spać chciało!...
Zdanie to głęboko utkwiło w sercu Gawła. Znał on życie i wiedział, że sen jest przyjemnością, a wyrzeczenie się jego — ofiarą niegorszą od innych.
Od tej chwili w każdej porze dnia myślał o jednem: aby — jeżeli nie wynagrodzić Pawłowi za jego poświęcenie, to przynajmniej okazać mu, że odczuł jego szlachetną ofiarę i płaci wdzięcznością...
Myśl ta zaprzątała mu głowę przez pół roku. Chodziła za nim po mieście, zasiadała przy biurku, jadła z nim obiad, kładła się obok niego w łóżku. Aż Gaweł zesmutniał, a żona poczęła obawiać się o jego wątłe zdrowie.
Tymczasem Paweł, widząc, że siwizna poczyna mu bielić włosy, coraz goręcej zajmował się projektem wejścia w związki małżeńskie. Z dnia na dzień większe wrażenie robiły na nim kobiety i z pewnością ożeniłby się już kilka razy, gdyby nie — fatalna nieśmiałość. Pomimo wiary w siebie, dobrych chęci i licznych stosunków, pan Paweł trwał wciąż w grzechu kawalerstwa, bo — nie umiał się oświadczyć.
Szczególniej wpadła mu w oko pewna wdówka młoda, przystojna i majętna, która także miała gust do pana Pawła. Z nim rozmawiała najczęściej, u niego zasięgała rad w kwestjach dotyczących majątku. A widząc, że adwokat jest nieśmiały, z kobiecą zręcznością zachęcała go do oświadczyn. Paweł rozumiał te manewra, nabierał ducha, kochał się coraz namiętniej, lecz ile razy, w czasie pogadanki, zrobił znaczącą pauzę i odchrząknął, ażeby oświadczyć się, strach paraliżował mu język...
Nareszcie pani ta, nie chcąc już dźwigać nieznośnego ciężaru wdowieństwa, zwróciła część względów do pewnego majętnego kupca, który miał odwagę za trzech adwokatów i oświadczał się co tydzień — bez skutku.
I stało się, że od tej pory kupiec coraz widoczniej postępo-