...Na kartkach tych pragnę opisać dramatyczne dzieje człowieka, który, stworzony na poetę, został — dependentem...
Jeżeli w słowach powyższych znajdzie kto za wiele goryczy, niech obwinia nie mnie, ale porządek społeczny i naturę, która dając mi taką duszę, jaką mam, zrobiła mnie tem, czem jestem.
Ale — dźwigajmy dalej cierniową koronę. Może przyszłość...
∗
∗ ∗ |
Moja nieboszczka mama znała kuzynkę Juljusza Słowackiego, a zmarły ojciec często bywał w domu, w którym urodził się Fryderyk Szopen. Z tego powodu otrzymałem imiona: Fryderyka-Juljusza.
Ojciec nazywał mnie Fryderykiem i twierdził, że mam talent muzyczny. Mama nazywała tylko Juljuszem i była pewna, że zostanę poetą. Taka niezgodność poglądów często doprowadzała rodziców do sprzeczek. Zazwyczaj jednak godziła ich bawiąca w naszym domu ciocia Femcia, zapewniając poróżnionych, że posiadam równie wielkie zdolności do muzyki jak i do poezji.
Ona pierwsza, gdy miałem lat pięć, poczęła udzielać mi lekcje fortepianu. Ponieważ ręce moje były za małe, więc z początku grałem tylko jednym palcem melodją: „Wlazł kotek na płotek...“ Wkrótce ciocia przekonała się, że dla pokie-