się w drugim pokoiku. W pierwszym ciotka wykończała na maszynie pilną robotę.
Po południu usłyszałem przez drzwi głos panny Łucji. Mówię bez przesady, że mi włosy powstały na głowie.
— Podobno pan Juljusz jest chory? — zapytała ta piękność.
— Ma katar — odparła ciotka.
— Doskonałem lekarstwem na katar jest kwiat lipowy. Jeżeli pani pozwoli, to ugotuję wody na maszynie i zaparzę kwiatu lipowego — mówił zdemaskowany Sfinks.
— Bardzo będę ci wdzięczna za to, moja panno Łucjo — rzekła ciotka.
— Trzeba także zrobić kogel-mogel. Pani ma jajka?
— Nie mam, droga panno Łucjo.
— To ja pani pożyczę i sama ubiję żółtka z cukrem, bo pani nie ma czasu.
— Jakaś ty poczciwa, panno Łucjo! — odpowiedziała ciotka.
Spotniałem tak, jakgdybym już zjadł kogel-mogel i wypił wszystek kwiat lipowy.
Po tej rozmowie mój Sfinks zginął na godzinę, a ciotka wciąż szyła. Wreszcie skończywszy robotę, powiedziała mi, że musi odnieść ją do składu.
— Panna Łucja — dodała ciotka — przyniesie ci kwiat lipowy. Wypijże go i spoć się. Poczciwa dziewczyna!...
Ledwie ciotka wyszła, usłyszałem na korytarzu ciężkie dreptanie mego Sfinksa. Otworzyły się drzwi w pierwszym pokoju, potem w moim... Na progu stanęła panna Łucja z dużym kubkiem i ze szklanką, pełną rozbitych żółtek.
— Dzień dobry, panie Juljuszu! — zawołała. — Przyniosłam panu coś, coś bardzo dobrego i dam, jeżeli pan będzie grzeczny...
Chciałem być w tej chwili wściekłym tygrysem, ale — nie wypadało. Nie mogłem jednak zapanować nad smutkiem.
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 02.djvu/233
Ta strona została uwierzytelniona.