pisania, biegał po ciasnej izbie, przez małe szyby której zaglądały do niego gwiazdy i — marzył:
— Sędzia pójdzie do mecenasa X., a ja zostanę na jego miejsce naczelnikiem kancelarji. Zato będę miał sześćdziesiąt rubli, za wyrabianie spraw dostanę ze czterdzieści, razem sto. Siostra będzie dawać lekcje, Gabrjelka będzie szyła...
Eh! i szyć nie potrzebuje... Wynajmę sobie pomocnika i z nim zacznę wyrabiać sprawy, co mi uczyni ze sto pięćdziesiąt rubli... Później, zebrawszy trochę grosza, postaram się o adwokaturę...
Kiedy gasła lampka, pan Karol, do połowy ubrany, kładł się na tapczanie, okrywał burką i starem futrem i na chłodnej, skórzanej poduszce próbował zasnąć. Ale wtedy przed oczyma biegały mu już nie czarne, tylko kolorowe płatki. Jeden z nich, biały, zamieniał się w pokoik, tam... Drugi, w części szary, w części żółty, to jego siostra guwernantka... A to — żona!... To jej oczy... jej smutny a taki słodki uśmiech. Na kolanach trzyma dwoje różowych dzieci... Boże, jak też ten Kazio rośnie... Kazio... Żona... Józia...
Do drzwi zapukał stróż. Pora wstawać!... Pan Karol umył się w zimnej jak lód wodzie, szybko ugotował herbatę i biegł do kancelarji.
Nadeszły święta Bożego Narodzenia. Pan Karol nie pojechał do swoich. Został w Warszawie, ażeby zarobić jak najwięcej i wysłać żonie pieniędzy na drogę.
Teraz brał robotę od wszystkich znajomych adwokatów. Kiedy nie poszedł do kancelarji, to bywały dnie, że się nie mył, nie ubierał, tylko — pisał. Zaczynał przy lampie, a kończył, gdy brakło nafty.
Miał już przeszło pięćdziesiąt rubli, zebranych poza obrębem pensji, i myślał o wynajęciu dużego mieszkania, gdy obudziwszy się pewnego ranka, uczuł ból oczu. Powieki były spuchnięte tak, że ich prawie nie mógł otworzyć.
Przerażony wybiegł na ulicę. Ledwie znalazł dorożkę i ka-
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 02.djvu/243
Ta strona została uwierzytelniona.