dodał po chwili — już nie spodziewam się ludzkiej życzliwości. Przestaną mnie nazywać zdrajcą, a zaczną wołać: „Patrzcie, to ten zły wieszczek, który widział niebezpieczeństwo i nie zaradził!“ Świat nie pyta, cośmy mówili, ale — czyśmy zapobiegli nieszczęściu? Tego już nie umiałem zrobić.
Umilkł, a my odetchnęliśmy, bo każde jego słowo padało nam na duszę jak kamień.
Nagle pan Dobrzański zbliżył się do starego człowieka. Objął go rękoma za szyję i ze łkaniem oparł głowę na jego piersi. Mama całowała brata, szepcząc: „Moje dziecko!... moje dziecko!...“ a ja — już nic więcej nie widziałem, bo oczy zaszły mi łzami.
Po chwili odezwał się starzec:
— Czas do domu. Bądźcie zdrowi!
— Chodź do mnie — prosił, ściskając go za rękę, pan Dobrzański.
Starzec uśmiechnął się.
— Oto zrobiłbym ci przysługę!... Jeszcze zaczęliby o tobie mówić to samo, co o mnie... Bądźcie zdrowi — dodał, podając rękę bratu.
— Panie — rzekła mama — panie... niech cię Bóg błogosławi... Odwiedzaj nas i pamiętaj, żeś znalazł wiernych przyjaciół... Czegokolwiek będziesz potrzebował, odwołaj się do nas... Rano i w wieczór modlić się będziemy za ciebie...
Ukłonił się nisko i odpowiedział ode drzwi:
— Jeżeli pozyskałem waszą łaskę, proście Boga, ażeby mi — śmierć zesłał. Oto, czego żądam.
I zwolna wyszedł z pokoju.
Teraz wszyscy zajęli się Władkiem. Niańka sprowadziła felczera, który opatrzył mu rany, a do saloniku wniesiono łóżko i kanapę dla nauczyciela, ten bowiem oświadczył, że będzie pilnował rannego, dopóki nie odzyska sił.
Noc zeszła niespokojnie. Władek niewiele spał, nauczyciel wcale się nie rozbierał, ja miałem trochę gorączki, a mama po-
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 03.djvu/075
Ta strona została uwierzytelniona.