Naturalnie, powiedziałem, że ukrywam się i pokazałem moją nominacją... Co za szczęście, żem jej nie połknął! — dodał, patrząc na mamę.
— Ubyłby pomocnik pomocnika naczelnika parafji — mruknął pan Dobrzański. Jednocześnie zamknął oko i skrzywił się w sposób mało poważny.
Kasjer odwrócił się od niego wraz z fotelem.
— Pokazałem moją nominacją — powtórzył — no, i zaczęliśmy gawędę.
— „Przegraliśmy na łeb na szyję!“ — mówił jeden ze zbrojnych.
— „Jakże nie mieliście przegrać — odpowiedziałem — jeżeli tu pod miastem siedzi szpieg.“
I powtórzyłem wszystko, com widział i słyszał. Byli rozwścieczeni.
Brat z oznakami wzruszenia usiadł na pościeli. Pan Dobrzański wstał z krzesła i słuchał z szeroko otwartemi oczyma.
— No i cóż?... — spytał Władek.
— A no i cóż... — roześmiał się pan kasjer. — Powiesili...
— Co? — krzyknął nauczyciel.
— Powiesili starego szpiega...
— Jezus! Marja!... — jęknęła mama i schwyciwszy się oburącz za głowę, wybiegła z saloniku.
— Człowieku — zawołał mój brat — ależ ten starzec niewinny!...
Kasjer zbladł.
— Miałżebym się omylić?... — szepnął kasjer. — Ale dlaczegóż on o tem nie powiedział, dlaczego nic nie chciał mówić?... Dlaczego wreszcie pan Dobrzański, który go podobno znał, nigdy go nie bronił?...
Nauczyciel chrząknął, jakby pchnięty nożem, a w oczach błysnął mu niedobry płomień. Przyskoczył do kasjera i podniósł rękę, chcąc go uderzyć, ale zastanowił się i schwycił go za kołnierz.
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 03.djvu/078
Ta strona została uwierzytelniona.