— Kto jest ten pan? — pytał lekarza magnetyzer, mający słabość do nieustannego zasięgania informacyj.
— Ten? Jest to bardzo przyjemny młody człowiek.
— A co on robi?
— Jak pan widzisz — robi ładne pozy.
— Ale z czego on się utrzymuje?
— Tymczasem zaciąga długi.
— A czem je spłaci?
— Może posagiem, jeżeli się bogato ożeni.
— Wy tu wogóle mało robicie? — pytał dalej niestrudzony magnetyzer.
— Przynajmniej staramy się o to — objaśnił lekarz.
— A ta pani kto jest?
— Majętna wdowa.
— Jej fizjognomja bardzo mnie interesuje. Wygląda, jakby wiecznie toczyła walkę sama ze sobą.
— I toczy ją.
— Czy ona jest filozofką?
— Może nią być. Tymczasem chciałaby wyjść zamąż, a boi się trafić tak, jak za pierwszym razem.
— Miała złego męża?
— Gorzej, bo mówi, że go wcale nie miała.
— A ten pan, czy on jest zakochany w tej damie?
— Tu nikt nie kocha się w nikim.
— Więc co robią?
— Jedna strona udaje, że się kocha, a druga — że w to wierzy.
— Nie umiecie nawet grzeszyć?
— Owszem, grzeszymy, ale tak, ażeby nie dostać się do piekła, tylko do czyśćca.
— To jest przezorność.
— Jedna z niewielu, jakie posiadamy.
W tej chwili pani X. zbliżyła się do magnetyzera z najsłodszym uśmiechem, oznaczającym prośbę.
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 03.djvu/090
Ta strona została uwierzytelniona.