bezpiecznych, co przy wprawie, do jakiej dojdziesz pod mojem okiem, zabierze ci około dwudziestu lat.
— Jestem gotów...
— Och! — przerwał mu starzec — nie wierzę ani w twoją gotowość, ani nawet w ambicją, choć posiadasz ją w wysokim stopniu. Ale jest coś silniejszego od młodzieńczych zapałów, mianowicie — potęga badań. Gdy raz pochwyci cię w swoje tryby, już się nie wydrzesz.
— Zgoda — odparł Juljan.— Przyjdę tu za kilka dni i możesz pan mną rozporządzać.
— Za kilka dni?... — powtórzył starzec.
— Muszę załatwić moje interesa, pożegnać choć listownie rodzinę...
— Jesteś widzę i sentymentalny?
— Nie mogę być innym. Któż mi zaręczy, że w pańskiem laboratorjum, zamiast sławy, nie znajdę śmierci?
— Niema śmierci — odrzekł starzec. — Jest tylko natura, a w niej różne formy bytu, z których jedne mogą, inne nie mogą pracować w laboratorjach. Reszta jest złudzeniem; sam się o tem przekonasz.
— Ale swoją drogą... — wtrącił Juljan.
— Tak, swoją drogą czas ucieka, więc idźmy do laboratorjum.
Juljan nie opierał się. Wyszli z pokoju i, minąwszy sień, znaleźli się w izbie podobnej do obszernego warsztatu. Pod jedną ścianą stał piec z cegły ogniotrwałej, pod drugą, na długiej półce, szereg elementów stosu elektrycznego; wgłębi, naprzeciw drzwi, poznał Juljan aparat do zakrapiania kwasu węglanego.
Wreszcie, na środku izby, znajdował się potężny cylinder, rodzaj wysokiej kadzi, mającej około czterech łokci średnicy. Do cylindra zboku przytwierdzony był przyrząd, wyglądający na śrubę mikrometryczną, a nieco wyżej manometr.
— Ten cylinder — mówił starzec — jest stalowy i ma
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 03.djvu/101
Ta strona została uwierzytelniona.