Gneista, wreszcie nadzieją sławy, o jakiej świat dotychczas nie słyszał, że jego myśli poczęły przyjmować formę obrazów, jak we śnie, albo w halucynacji.
Zdawało mu się, że do pokoju, lekko niby cień, wsunął się Gneist, w swoim wytartym surducie, z bliznami na twarzy. W rękach trzymał sito grochu.
— Tu — rzekł do Juljana — znajduje się dwie i pół kwarty grochu, osiem tysięcy ziarn. Zaś między niemi jest jedno, w którem ukrywa się krótki i prosty przepis poszukiwanego przez nas związku, a zarazem twoja sława. Nieśmiertelna sława!... — dodał z melancholijnym uśmiechem.
Juljan wyciągnął rękę do sita.
— Za pozwoleniem — przerwał mu Gneist. — Ziarn tych nie można wybierać gołą ręką...
Sięgnął za szafę i wydobył stamtąd olbrzymie obcęgi kowalskie. Były one wielkości wzrostu człowieka.
— Temi obcęgami będziesz wyjmował z sita po jednem ziarnie grochu.
— Ależ to niepodobna — zawołał Juljan.
— Po pewnej wprawie nauczysz się tej sztuki.
Juljan z trudnością ujął ciężkie obcęgi i skierował je do sita.
— Za pozwoleniem — rzekł Gneist. — Groch wybierać będziesz z sita w piwnicy zupełnie ciemnej...
— Niemożliwe...
— Przy wprawie możliwe — odparł Gneist. — Jest w tem jednak pewna istotna trudność. Sito, jak widzisz, zasłania pajęcza siatka, w której zresztą znajduje się otwór. Otóż groch wydobywać musisz obcęgami tylko przez ten otwór, z największą ostrożnością. Gdybyś bowiem uszkodził pajęczynę, nastąpi wybuch...
— Szaleństwo!... — wykrzyknął Juljan.
— To jest właśnie praca naukowa, która da ci sławę...
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 03.djvu/116
Ta strona została uwierzytelniona.