Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 03.djvu/123

Ta strona została uwierzytelniona.

— Obawiam się, że tak będzie — wtrącił szwajcar. — Panie Naudier, mateczka zna się trochę na lokatorach, od trzydziestu bowiem lat pracujemy w tym interesie. Otóż, panie Naudier, mateczka zawsze mi mówiła, że pierwszy raz ma takiego lokatora jak pan Juljan i że z niego wyrośnie albo wielki człowiek, albo niebezpieczny spiskowiec.
To jest zdanie mateczki, panie Naudier — mówił, pukając ogromnym palcem w komodę.
Wróciwszy od szwajcara, Naudier oświadczył swoim paniom, że Juljan ma zamiar opuścić ich wszystkich na wieki; zarazem jednak przysiągł, iż dopóty nie spocznie, nie zaśnie, nie weźmie do ust kawałka chleba, dopóki nie wyrwie Juljana z pod władzy fatalnego starca.
— A co, mówiłam ci, Żaneto, że tak będzie! — zawołała z triumfem Nina.
— Zdrajca! — westchnęła Żaneta. — Polak, taki piękny — i zdrajca!... Nikomu już nie można ufać na świecie...
— No, zdaje mi się, Żaneto — pocieszał ją Naudier — że ty dopiero pragnęłaś być zdradzoną przez Juljana?
— Wszystko jedno — odparła — gdyż i tak jestem w rozpaczy.
Ponieważ mieszkała niedaleko i była w rozpaczy, Naudier uważał za obowiązek pocieszyć ją. Poszli więc we troje do Żanety, dokupiwszy po drodze butelkę araku, kilka cytryn i trochę cukru. W godzinę później na szóstem piętrze domu, gdzie lokowała się Żaneta, można było słyszeć bardzo wesołe piosenki, śpiewane przez dwa głosy kobiece i tenor.


Mimo gorączkowego pośpiechu, Juljan dopiero po dwu dniach wrócił do pracowni Gneista. Opuszczając kraj, przywiózł on do Paryża spadek po rodzicach, z którego obecnie trzydzieści tysięcy franków umieścił u znajomego bankiera na kredyt otwarty, resztę zaś, około czterech tysięcy franków, wziął do pugilaresu na bieżące wydatki.