Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 03.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.

— Oto droga do sławy! — mówił, czując, że mózg mu wysycha. — Gdybym choć doszedł do jakiegokolwiek rezultatu, gdyby choć kto widział moje wysiłki...
Kiedy po raz trzynasty wziął się do piekielnej roboty, już całkiem ogarnęło go zniechęcenie. Powiedział sobie, że to ostatnia próba, po której, gdy się nie uda, opuści Gneista.
— Stracę tu rozum — powtarzał, patrząc na manometr.
Około południa wszedł do laboratorjum Marek Aureljusz i, podpaliwszy w piecu, umieścił w nim jakiś tygiel.
— Cóż to jest? — zapytał Juljan.
— Topię biały metal... Wiesz? ten na panewki — odpowiedział eks-galernik.
— Czy i ty bawisz się chemją?
— Nie gorzej od ciebie, ósmy numerze.
— Może nawet potrafiłbyś otrzymywać hydrometale?...
— Alfę tobym jeszcze spartolił, innych nie.
— Więc znasz Alfę?
— Ach!... Trzy lata nad nim szczękałem zębami.
— I umiałbyś go otrzymać? — pytał zaciekawiony Juljan.
— Kiedyś umiałem. Dziś tylko wiem, że to nie dla paniczów robota — odparł szyderczo eks-galernik.
Wydobył swój tygiel z pieca i szybko opuścił pracownią.
Rozmowa ta stała się dla Juljana nowym bodźcem. Ambicja ocknęła się w nim i postanowił — dopóty nie opuszczać laboratorjum, dopóki nie otrzyma bodaj hydrometalu Alfy.
— Nie mogę przecie być gorszym od galernika! — powiedział sobie.
Rozpoczął nowy szereg prób, które trwały około dziesięciu dni. Wszystkie były nieudatne, lecz — zaczęły interesować Juljana. Teraz dopiero spostrzegł, że narzędzia, któremi posługuje się, są nadzwyczaj grube dla prac tak subtelnych i że niedokładności machin musi dopełnić spotęgowaną uwagą i wprawą. Czuł, że dziś oko jego więcej widzi, ucho więcej słyszy, ręka działa pewniej, aniżeli miesiąc temu.