— Skąd ona się wzięła?
Wieczorem zapytał o to eks-galernika.
Marek Aureljusz zdawał się być nagle zaskoczony; pochylił głowę i długo przypatrywał się monecie. Wkońcu odpowiedział:
— Już wiem. Musiał ją zgubić któryś z moich przyjaciół. Czasem grywają u mnie w karty, no — a płacą sobie rozmaitemi pieniędzmi. To są ludzie dużych stosunków!
— Czy, Marku Aureljuszu, twoi przyjaciele nie bawią się i fałszowaniem pieniędzy?...
— Może być — odparł obojętnie. — Wy bawicie się chemją, ja muzyką, a oni mogą znajdować przyjemność w myncarstwie. Dobranoc, ósmy numerze!...
Schował dwudziestocentówkę do kieszeni i wyszedł z pokoju Juljana.[1]
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Magnetyzer na chwilę przerwał posiedzenie, z czego korzystając, doktór wywołał go z buduaru do sali.
— Kochany panie — rzekł tonem, w którym znać było niecierpliwość — kochany panie, zechciej usłuchać mojej prośby. Juljan szuka metalu lżejszego od powietrza, więc może nudzić się przy nim na dobę po dwadzieścia cztery godzin. Ale my, panie, my, którzy nie szukamy tego cudu, nie chcemy też nadwyrężać sobie szczęk ziewaniem. Pańskie medjum opisuje nam z historji Juljana dzień po dniu, a ponieważ chce opisać okres dwudziestoletni, więc słuchając go, chyba postarzejemy się w tem miejscu, jeżeli nas wcześniej nie wyrzuci gospodarz.
— Cóż mam robić?... — spytał zmieszany magnetyzer.
— Najlepiej skończyć na tem, cośmy już usłyszeli — odparł doktór.[2]