Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 03.djvu/144

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak... tak!... Właściwie Pocięglowicz... od urodzenia Pocięglowicz.
— Jestem Anastazy Koński! — rzekł z godnością młodzian, któremu to przedstawienie nazwiska Pocięgiel dziwnie przypadło do smaku, jako zgodne z teorją budzenia się potrzeb wyższych.
— Walek! parę butów do konnej jazdy — krzyknął majster.
— Nie! — przerwał Koński i mówił dalej. — Nazwisko moje i cele, jakie sobie zakładam, muszą już być panu znane z pism...
— Z pism? — powtórzył majster. — Walek! daj lakierki z klamrami...
— Za pozwoleniem!... Projekt, z którym do pana przychodzę, chlubnie wspomniany w kilku dziennikach...
— Dziennikach?... Daj Walek hamburskie na małą nogę... A może to podzelówka?
— Przepraszam! — rzekł Anastazy — ale ja nie przyszedłem kupować...
— Tylko na kredyt? — spytał majster, któremu fizjognomja młodzieńca wydała się w tej chwili bardzo pospolitą.
— U nas niema kredytów! — wrzasnął niewieści głos.
— Ależ ja nie chcę kredytu... Ja chcę nauczyć się szewctwa...
Szmer dratew i stuk młotków ucichł. Czeladź i chłopcy z podziwem patrzyli na nowego kolegę, a majster, spojrzawszy z trwogą na swój kantorek, począł oglądać się za jakimś przedmiotem twardym, niegiętkim i łatwo dającym się w rękę ująć.
— Pragnę — mówił dalej Anastazy — przynajmniej w ciągu roku w ogólnych zarysach poznać szewctwo, mam bowiem zamiar, jak to panu zapewne z pism wiadomo, podnieść i uszlachetnić kunszt...
— Mój mąż i bez pana był szlachcic! — krzyknęła ciągle