— Ale jak ja, majstrowa, co powiem, choćbym nawet nawymyślała, rozumie się grzecznie, to trzeba zmilczeć.
Układ został zawarty, a w pół godziny potem niecierpliwy reformator rzemiosł sprawdzał w lustrze, o ile mu będzie do twarzy w skórzanym fartuchu z kopytem na kolanie i młotkiem w ręku. W kostjumie tym w kilka dni później kazał się nawet fotografować, ku zbudowaniu bliższego kółka znajomych i wiadomości publicznej.
Reszta dnia zeszła mu jak na balu. Częstował kolegów wybornemi papierosami i wiele mówił im o moralnej wartości rzemieślnika jako człowieka i obywatela.
Wieczorem majster zaproponował mu, aby poszli na piwo.
— Chodźmy na wino, panie! — rzekł Anastazy. — Piwo to trunek odurzający i barbarzyński, a że jest tani, więc ludzie używają go bez pamięci. Tymczasem wino pokrzepia, budzi delikatniejszy smak, nie rozpaja i może podnieść rzemieślnika naszego na ten szczebel cywilizacji, na jakim znajdują się robotnicy francuscy.
Majstrowi nowy ten pogląd niezmiernie do przekonania trafił. Poszli zatem na wino, wypili flaszkę na rachunek Końskiego, a dwie na rzecz Pocięglowicza. Majster był kontent jak anioł i jeszcze do domu parę butelek zawiózł.
— Czyś zwarjował, stary? — krzyknęła żona, zobaczywszy sprawunek. — Tobie wino pić? a piwa nie łaska?
— Głupiaś! — odparł majster. — Wino to picie szlacheckie... Po niem robi ci się w pysku smak!... Żeby nasi wino pijali, nie to piwsko, toby ho! ho!... Postęp — krzyczał. — Szewc taki dobry jak hrabia!... Szuru, buru... tego, owego!...
Przemocą włożono starego Pocięgla do łóżka. Pani majstrowa z początku okrutnie klęła Anastazego za taką nowość, lecz wyjąwszy korek z butelki i zapoznawszy się z jej treścią, po trzecim kieliszku uznała wyższość postępu nad ślepą rutyną.
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 03.djvu/146
Ta strona została uwierzytelniona.