— Mówią o tem rozmaicie — ciągnął Dylski — powiadają, że Pocięglowicz naprzykład zapija się winem w imię postępu i ponosi wydatki trzy razy większe niż dawniej, a buty robi gorsze. Czeladź też jego rozhukana i rozpuszczona, jak bicze dziadowskie...
— Drogi papo — szepnęła namiętnie Łucja.
— Cierniową koronę podał mi pan dziś razem ze szczęściem!... — rzekł Anastazy — cóżem ja winien, że niektórzy wyznawcy idei mają złe skłonności?
— Ja też ciebie nie obwiniam, ale na krzewienie postępu czy tam idei między szewcami przeznaczam tylko sześć tysięcy rubli. Z temi pieniędzmi możecie robić, co wam się podoba, lecz gdy je stracicie, wtedy musisz się wziąć do takiej roboty, jakiej wymagają stosunki realne. Nie chcę, ażeby mnie nazywano mordercą idei, ale całego naszego majątku nie mogę puścić na rzeczy bardzo wątpliwe...
Anastazy był zielony, słuchając tych ryków zdziczałego konserwatyzmu, lecz w milczeniu przyjął warunek przyszłego teścia, ślubując w duchu, że nim rok upłynie, on zdoła zreformować społeczeństwo, zrobić majątek i nawrócić Dylskiego, co podobno było najtrudniejsze. Tym sposobem marząca Łucja została narzeczoną dzielnego Anastazego. Narzeczony po skończeniu szewckiej praktyki miał dostać pieniądze do rąk, lecz ożenić się — dopiero po założeniu własnego warsztatu.
— Otworzę fabrykę, jakiej nie było w Warszawie! — mówił zapaleniec do przyszłego teścia.
— Otwórz nawet dziesięć — odparł Dylski — byłem ja grosza nad sześć tysięcy nie dokładał.
— Przy niej szkoła dla dorosłych!
— Oj to, to... Dziś dorośli bardzo potrzebują rozumu.
— I szpital.
— Ale z prysznicem! — zakończył Dylski.
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 03.djvu/151
Ta strona została uwierzytelniona.