dla uniknięcia skandalu i zapłacenia drobnych lecz pilnych długów, w ciągu kilku tygodni odstąpił mu fabrykę za pół ceny.
Robotnicy, którzy lubili Anastazego, dowiedziawszy się o tym wypadku, tłumem opuścili fabrykę i jeszcze odgrażali się, że spalą nabywcę-oszusta. Ale Sylberszmit wnet znalazł nowych, machiny powierzył Żydkom, którzy się z niemi już obeznali, a najniesforniejszych przyjaciół swego poprzednika wpakował do kozy za pogróżki.
W kilka dni później na froncie budynku czytać było można następujący napis:
FABRYKA
BUTÓW
Bogumiła
SYLBERSZMITA
Anastazy był tak zgnębiony i odurzony swoim upadkiem, którego wcześniej nie umiał, czy nie śmiał przewidzieć, że w pierwszej chwili zupełnie stracił głowę i odwagę. Wnet jednak uspokoiła go żona i teść, który, o dziwo! stał się teraz bardzo serdecznym.
— No — rzekł Dylski — jest dziś to, com myślał. Uszyłeś mi istotnie buty teoretyczne, za które dałem sześć tysięcy rubli. Ale nie na tem koniec, mój panie... Co myślisz nadal robić?
— Naturalnie, że znowu buty! — odparł Anastazy.
— I znowu założysz fabrykę?
— Tylko warsztat z paru chłopcami.
— Tak to rozumiem! — rzekł Dylski. — Na ten interes dam ci jeszcze tysiąc rubli. Ale baczność i uszy do góry!
Istotnie ku powszechnemu zdziwieniu Koński założył mały warsztat, ale do dzieła wziął się już całkiem inaczej. Czeladników wybrał najlepszych, rachunki prowadził skrupulatnie, na kredyt nie dawał nic, agentów nie zbierał po ulicach. Każda