w skrzynkę metalowych pieniędzy i, prawie nie myląc się, wydobywa tyle, ile zgóry zapowiedział.
Tymczasem kasjer zapisał cos w małej książeczce i znowu mówił podrażniony:
— Kwiateczki i cukiereczki… Bodaj was paraliż tknął!… Tak dłużej być nie może!… Jesteś pan za uczciwy i za mądry, ażeby polować do współki z bandą łajdaków na cudze żony… Kto ma trzydzieści lat, parę tysięcy zaoszczędzonych, sto osiemdziesiąt rubli pensji miesięcznej i najlepsze widoki na awans, słyszy pan?… awans pana czeka… Możesz pan dojść nawet w naszym banku do trzech i czterech tysięcy rubli rocznie… Otóż, kto posiada takie warunki, nie powinien złodziejskim trybem sięgać do cudzych kas, ale, jak przystało na porządnego człowieka i obywatela, ożenić się…
— Któraby mnie tam panna zechciała?… — szepnąłem. I w tej chwili przyszła mi na myśl panna Pelagja, córka naszego kasjera, osoba młoda, posażna i nadzwyczaj ukształcona, która wprawdzie miała nieco wypukłe oczy, ale zato włosy do samej ziemi.
— Co pan pleciesz — zawołał kasjer — któraby cię zechciała?… Każda zechce, jeżeli ma w głowie rozum, a nie stare gazety!… Chłop trzydziestoletni, blondyn, oczy niebieskie, zbudowany jak szafa ogniotrwała… Odebrał wykształcenie ogólne i fachowe, praktykował zagranicą, w dodatku — cyklista… Czego u djabła chcesz pan więcej?…
Przyznałem w duchu, że typ, który pan kasjer odmalował z takiem przejęciem, najzupełniej odpowiada memu ideałowi porządnego człowieka i buchaltera. Bo i naprawdę, czy może być coś więcej interesującego, jak dobrze zbudowany blondyn, cyklista, z niebieskiemi oczyma, niezłą pensją i widokami na przyszłość?
Tymczasem pan kasjer, układający papiery sturublowe, dwudziestopięciorublowe i dziesięciorublowe — mówił już spokojniejszym głosem:
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 03.djvu/173
Ta strona została uwierzytelniona.