podpisany przez Karolinę X., w którym korespondentka zapytuje, czy nie zechciałbym udzielać jej lekcyj buchalterji… Ponieważ adres był podany, więc, zamiast odpisywać, sam poszedłem z odpowiedzią. W mieszkanku szczupłem, ale czyściutkiem, zastałem przyjemną staruszkę, która, usłyszawszy moje nazwisko, przywitała mnie z pewnem zakłopotaniem.
— Mówiono, że pan jest… starszy — wymknęło się jej i kłopot wobec mnie zdawał się wzrastać.
Szczęściem w tej chwili otworzyły się drzwi i stanęła w nich młoda osoba, na widok której — znowu ja uległem atakowi nieśmiałości. Proszę sobie wyobrazić wysoką brunetkę, śniadą, z rysami greckiego posągu, z oczyma… ach! te oczy… i z tak pięknym, tak rzewnym głosem kontraltowym, że we mnie serce drgnęło, jak kwiat w promieniach słońca. To właśnie była ona, moja przyszła uczenica, panna Karolina!
Ponieważ panna Karolina nie podzielała obaw matki z powodu mego wieku, zatem — rozpocząłem wykłady buchalterji, a po trzydziestu lekcjach (nie miałem powodu śpieszyć się), moja piękna uczenica wcale dobrze zgłębiła tajniki naszej wiedzy. Czy w ciągu tego czasu nie kochałem się w niej? Albo ja już pamiętam!… W każdym razie musiała to być miłość bardzo dyskretna. Ja, skromny urzędnik banku, jeszcze nie mogłem myśleć o zapewnieniu sobie raju na ziemi, a ona, panna Karolina, opancerzyła się tak lodowatym spokojem, że brakło mi odwagi nawet do tych niewinnych umizgów, jakich dobrze wychowany młodzieniec ma poniekąd obowiązek dopuszczać się wobec pięknej kobiety.
Lekcje nasze skończyły się, moja pełna zdolności uczenica nie otrzymała posady buchalterki, którą jej obiecywano, i musiała wziąć się do wykładania arytmetyki panienkom. Ale sympatja między nami została. Widywaliśmy się rzadko, lecz gdy zobaczyliśmy się, ja zawsze opowiadałem pannie Karolinie o moich projektach lub awansach, a ona patrzyła na mnie cudnemi, czarnemi jak otchłań oczyma i… Albo ja wiem,
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 03.djvu/179
Ta strona została uwierzytelniona.