Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 03.djvu/191

Ta strona została uwierzytelniona.

Doktór zajrzał mi w oczy, zbadał puls, opukał i osłuchał, wciąż kręcąc głową, co mnie tak zaniepokoiło, że drżącym głosem spytałem:
— Pan doktór sądzi, że jestem bardzo chory?…
— Więc myśli pan ciągle o jednej i tej samej osobie? — przerwał lekarz.
— W dzień i w czasie bezsennych nocy — odpowiedziałem, czując, że udał mi się ładny frazes.
— A w tej chwili?…
Zastanowiło mnie pytanie, więc odpowiedziałem:
— Wie pan doktór, że stała się dziwna rzecz: od czasu, gdy wszedłem do poczekalni, już nie myślę o tej osobie i nie lękam się obłędu.
— A cóż pan robił w poczekalni?
— Przypatrywałem się trochę… pacjentom pana doktora i… oglądałem album krajobrazów…
— Aha… Więc krajobrazy tak silnie zajmują pana, że nawet odwracają uwagę od idei prześladowczej…
Wziął mnie za rękę, dotknął muskułów i nagle zapytał:
— Pan uprawia jaki sport?…
— Owszem, jeżdżę rowerem…
— Czy wogóle nie za dużo jeździ pan?
— Dawniej jeździłem dużo, ale od zeszłej jesieni ani razu nie byłem za rogatkami.
— Z powodu?…
— Jestem buchalterem, miałem wyjątkowe zajęcia i pracowałem około jedenastu godzin na dobę.
— A w niedziele?…
— Także i w niedziele…
Doktór wysoko podniósł brwi, zamyślił się i rzekł:
— Odkryliśmy więc źródło pańskiej niedyspozycji, ale zarazem i lekarstwo…
— Więc ja mogę być wyleczony?… — zawołałem z radością.