Doktór wzruszył ramionami.
— Wyleczonym pan być nie może — odparł — ponieważ nie jest pan chory… Musi pan tylko odzyskać równowagę…
— Za pomocą hydropatji… bromu… — wtrąciłem.
Doktór znowu przypatrzył mi się z uwagą.
— Nie, proszę pana — zaczął zwolna — ja, takim jak pan, nie zapisuję nawet bromu, ażeby nie sądzili, że zapomocą kilkunastu łyżek lekarstwa, uwolnią się od dbałości o swoje zdrowie.
— Nawet bromu nie? — zawołałem. — Przepraszam pana doktora, ale… ja znowu zaczynam lękać się obłędu…
Doktór wziął mnie za rękę, znowu zbadał puls, w tej chwili bardzo przyspieszony, i mówił z uśmiechem:
— Niech mnie pan posłucha z uwagą i stara się zrozumieć. Pan nie jest właściwie chory, ale cokolwiek wyprowadzony z równowagi… skutkiem nieporządnego trybu życia.
— Upewniam pana doktora… — odezwałem się, kładąc rękę na sercu.
— Nieporządek — przerwał doktór — polega na tem, że, mając muskuły jak druciane liny, nie pracował pan niemi przez kilka miesięcy, a co gorzej — w tym samym czasie przepracował pan nerwy.
Jeszcze nie rozumie pan? — mówił, patrząc mi w oczy. — Więc niech pan uważa… Jada pan codzień, czyli — codzień dostarcza pan jakiegoś kapitału muskułom i nerwom. Lecz zarazem popełnia pan dwa błędy. Naprzód — nie obraca pan kapitałem muskułów, który dzięki temu nie przynosi organizmowi żadnego procentu, a powtóre, zbyt wiele wydaje pan z kapitału nerwów, które muszą zadłużać się u innych części organizmu i — płacić lichwę. Ta zaś lichwa wyraża się w formie moralnych niepokojów i bezsenności… Czy pan zrozumiał?… Przecie jest pan buchalterem.
Ubodła mnie jego niewiara w moje zdolności, które mi wszyscy przyznają, więc odpowiedziałem śmiało:
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 03.djvu/192
Ta strona została uwierzytelniona.