Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 03.djvu/193

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pan doktór, jako niefachowy, chce wyrazić tę myśl buchalteryjną, że w księdze głównej mojego życia, w rachunku muskułów, jest zapisana tylko stronica: „WINIEN,” a w rachunku nerwów tylko stronica „MA”… No, ale przy zamknięciu bilansu może się to zrównoważyć…
— Nie, drogi panie — przerwał lekarz. — W handlu może tak jest, ale w naturze rachunek muskułów sam musi się zrównoważyć i rachunek nerwów także sam. Innemi słowy… Niech pan uważa…
— Słucham pana doktora…
— Ponieważ nerwy pańskie są przepracowane, więc — muszą parę tygodni odpocząć. A ponieważ muskuły są zaniedbane, więc — trzeba je gimnastykować. Jako zaś cyklista, posiada pan lekarstwo mocniejsze od wszelkich narkotyków… to jest rower. Gdy zacznie pan jeździć na rowerze, byle z rozwagą, nie męcząc się, wówczas muskuły będą pracowały, a nerwy odpoczną…
— I odzyskam sen?…
— Jestem prawie pewny… Byle nie drażnił się pan niepotrzebnemi rozmyślaniami. To jedno mogłoby się stać niebezpiecznem…
— Ale wspomnienia, które mnie dniem i nocą prześladują!… — westchnąłem.
— Przeciw wspomnieniom — odparł doktór — sam znalazł pan lekarstwo. Jeżeli wizerunki natury, tylko wizerunki, oglądane tam w poczekalni, odwróciły uwagę pańską od wspomnień, to tem bardziej pochłonie uwagę sama natura, gdy wyjedzie pan za rogatki. Ale powtarzam, nie wolno męczyć się!…
Powstałem z krzesła uszczęśliwiony. Cóżto za genjalny lekarz!… jaką on mi wlał otuchę w serce!… I gdyby nie Karolina…
— Kiedy pan doktór każe mi przyjść? — zapytałem, czując, że taka porada warta jest przynajmniej pięć rubli.
— Kiedy pan zechce… Chociaż zdaje mi się, że nie będzie