Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 03.djvu/199

Ta strona została uwierzytelniona.

twoje latarnie błyszczą jak gwiazdy, w sklepach gromadzą się bogactwa wszystkich części świata, a ludność jest ruchliwa i wesoła jak ptaki albo motyle…
Szczególniej kobiety… Ale o kobietach nawet myśleć nie pozwala doktór, rozumie się, chwilowo… Gdy odzyskam sen, gdy zacznę gimnastykować muskuły i uspokoję nerwy, wówczas znowu będę mógł zajmować się kobietami, które, jak słusznie zauważył jeden z poetów czy filozofów, są ozdobą ziemi i rozkoszą ludzkiego życia. Naturalnie, o ile nie zdradzają tych, którzy powierzyli im swoje szczęście…
O Karolino!… bodajbyś w dwudziestu tysiącach dochodu swego męża nie znalazła ani jednej z tych goryczy, jakie bywają udziałem skromnych urzędników, posiadających dwutysiącorublowe pensyjki… O Karolino!… a raczej o pani, bo już na wieki straciłaś prawo do słodkiego tytułu: mojej…
Ale ponieważ doktór zabronił mi myśleć o tych rzeczach, a widok ruchu ulicznego już zaczynał mnie nużyć, więc wróciłem do swego mieszkania.


V.


Doktór jest stanowczo genjalny, a jego rada, ażeby nie zagłębiać się w boleści, lecz rozpatrywać się w otaczających przedmiotach, zasługuje na nazwę: nieocenionej. Naprzykład Warszawa, którą niby znam od kilkunastu lat, dzisiaj ukazała mi się jakby w nowem oświetleniu, toż samo i moje mieszkanie. Siedzę w niem przeszło dwa lata, ale dopiero dziś widzę, że jest ono wcale ładne. Leży na drugiem piętrze, okna wychodzą na spokojną ulicę. Przedpokoik bardzo niewielki, ale na skromne potrzeby wystarcza. Salonik o dwu oknach ma obicia perłowego koloru i piec porcelanowy. Znajduje się w nim stół pokryty dywanem, sześć krzeseł, dwa fotele, duża, bardzo duża sofa, pianino, parę malutkich stoliczków, szafka na książki przyzwoicie oprawne i trochę innych drobiazgów.