— Oj!… oj!… — odparł, lecz nagle umilkł i odwrócił się. Za nami biegły dzieci, z któremi rozstaliśmy się przed chwilę, a najstarszy chłopak mówił krzykliwie:
— Chodźta żywo… będziemy się bawić w jastrzębia!… Macie gwoździe?… Józek będzie jastrzębiem…
Zimno mi się zrobiło, kiedym to usłyszał. Lecz zanim namyśliłem się, co robić, już wędrowny chłop zawołał:
— Dam ja ci hyclu jastrzębia, dam ja ci gwoździe, aż ci się pysk na drugą stronę wykręci… Panie gospodarzu!… — dodał, podnosząc jeszcze bardziej głos — panie gospodarzu, a chodźta ino…
Chłop z zawiniętemi rękawami i drugi, stary, bez pośpiechu zbliżyli się do nas, a podróżny opowiedział im o projektowanej zabawie w jastrzębia. Obaj wysłuchali spokojnie, tylko młodszy z nich pogroził chłopakowi pięścią i rzekł:
— A skalicz który którego, to ci podziękuję…
Poczem chłop z sukmaną na ramionach i ten z zawiniętemi rękawami wrócili w stronę chałup, a ja z wędrowcem skierowaliśmy się do szosy.
Mój towarzysz podobał mi się coraz więcej, że zaś szedł od Warszawy, więc umyśliłem podprowadzić go kawałek drogi, a następnie wsiąść na rower i wrócić do miasta.
— To byliście w Prusach? — zacząłem rozmowę na nowo.
— O, ile razy!… Co roku przez pięć lat…
— A nie wstyd to wysługiwać się Szwabom?…
Mój towarzysz chwilę milczał i patrzył na mnie smutnym wzrokiem. Wreszcie rzekł:
— Jak to każdy pan, ze wsi on jest czy z miasta, jednakowo gada… Panowie mający sami z siebie pieniądze, nie potrzebują wysługiwać się nikomu; ale człowiek prosty zawdy musi się komuś wysługiwać, czy tu, czy w Prusach…
— Ale tu wysługuje się swoim — wtrąciłem.
Chłop pokiwał głową.
— Słyszałem ja ci to nieraz — mówił — więc musi być
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 03.djvu/231
Ta strona została uwierzytelniona.