Krajobraz jest bardzo rozległy. Z jednej strony wzgórza widać chatę, w której częstowano mnie mlekiem cedzonem… Bliżej — las z połyskującą wodą, a najbliżej dom, którego mieszkańcy ulegli epidemji… Z drugiej strony rozciąga się wieś w polu, a tuż przy szosie — leży bardzo ładny folwark… O ile mogę dojrzeć, budynki są murowane, a między niemi odznacza się pałacyk wśród obszernego parku.
Siadam i rozpędzam się… No, jestem pewien, że za tę jazdę danoby mi medal!… Dawno już tak nie jechałem… Ziemia szybko ucieka z pod nóg; bez zawrotu głowy patrzeć na nią nie mogę; drzewa i słupy telegraficzne tylko migają, wiatr świszcze w uszy… I ja mam być chory?… ja mam być zdenerwowany?… W całej Warszawie niema zdrowszego ode mnie człowieka!…
Otóż i zbliżam się do folwarku. Wymijam domek, kryty słomą, obszerny, kędy bawi się gromadka dzieci, potem — jakieś budowle, a nareszcie, tuż przy parku, trafiam na kuźnię, przed którą stoi kowal.
— Panie kowalu — wołam — ratujcie chrześcijańską duszę i dajcie co pić, byle nie wodę…
— Może mleka? — pyta majsterek, dotykając ręką kapelusza. Tak pięknego chłopa, z taką dobrą i rozumną twarzą, dawno już nie widziałem.
— Dziękuję za mleko — odpowiadam. — Ale za szklankę herbaty z przyjemnością dałbym złotówkę…
— Czy to my szynkarze, ażeby za gościnność brać pieniądze? — uśmiechnął się kowal i zaprowadził mnie do swego domu, gdzie przed sienią dwoje bliźniąt patrzą na mnie z uroczystą powagą.
Wyszła i kowalowa, jasna blondynka, z twarzą dziecka i obiecała przyrządzić herbatę.
— Czyj to majątek? — zapytałem kowala.
— Pana Drzymały Zaspalskiego.
— Piękna fortuna!…
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 03.djvu/252
Ta strona została uwierzytelniona.