Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 03.djvu/255

Ta strona została uwierzytelniona.

sło, twarożek ze szczypiorkiem i cały garnczek herbaty. Wypiłem półtrzeciej szklanki, zjadłem parę kawałków chleba i zostawiwszy dzieciom dwa złote na pierniczki, znowu wybrałem się w drogę.
Znajdowałem się w odległości dwudziestu pięciu wiorst od Warszawy i już myślałbym o powrocie, gdyby kowal nie nasunął mi bardzo dowcipnej kombinacji.
Równolegle do szosy idzie kolej żelazna, w odległości mniej więcej dziesięciu wiorst. Ale stąd o półtorej mili, przy szosie, w stronie przeciwnej od Warszawy, leży osada, z której jest tylko pięć wiorst do stacji kolejowej. Ta droga do kolei jest najkrótsza i najlepsza; inne zaś są tak piaszczyste, że w niejednem miejscu trzeba rower prowadzić.
Dziękuję majstrowi za objaśnienie, a majstrowej za przyjęcie i jadę dalej w stronę owej osady i stacji kolei. To dopiero zdziwi się kochany doktór, kiedy mu powiem, że dziś przejechałem ze czterdzieści wiorst! bo od Warszawy, do owej tam stacji, będzie tyle… Już mam za sobą półczwartej mili, a jednak nie czuję najmniejszego znużenia; owszem, jakby rosną siły fizyczne i energja moralna.
Okolica wciąż jest piękna. Urodzaje bogate, drogi wysadzone drzewami, każda wieś, każdy dom wygląda z bukietu zieloności, na polach pełno ludzi, którzy sieją, orzą, kopią, niekiedy śpiewają. Nawet słyszałem głos fujarki i kukułkę w niedalekim gaju. Pomyślałem sobie: czy też będę miał własny bank i — ile miljonów zarobię?… a mądry ptak, gdy zaczął kukać, tak długo kukał, aż straciłem liczbę…
Mój Boże, gdybym ożenił się z wnuczką poczciwego Drzymały Zaspalskiego?… Naturalnie, że odrazu miałbym duży kapitał zakładowy, większy kredyt i szybko mógłbym się wyrobić. Oni, jak i dzisiaj, grywaliby sobie w karty, pod lipą czy pod dębem, a ja obracałbym ich funduszami i płaciłbym sześć procent…
Później kupiłbym ten majątek, trzymałbym stałego fel-