Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 03.djvu/268

Ta strona została uwierzytelniona.

paka — trzymaj się synku bryczki jak ślepy sznura!… A kłonicę dobrą masz?… Bo pamiętaj, że Olejarek…
— Co nam to zrobi Olejarek? — wrzeszczał za nami chłopak. — On ino czypia się takich, co duże pieniądze mają przy sobie…
— Żeby ci język wykręciło!… — mruknął rejent.
Zacząłem przypuszczać, że jegomość wiezie pieniądze, może nawet grube… Ażeby go uspokoić, odezwałem się:
— Kto nas tu zaczepi, panie dobrodzieju?… Biały dzień… droga, wprawdzie piaszczysta, ale prosta jak strzała…
— Ze trzy wiorsty będzie szła przez las… — wtrącił rejent.
— Chociażby! — odparłem. — Przecież jedzie nas czterech… ja mam rewolwer…
— A ja to nie?… — odezwał się znowu rejent.
— No więc widzi pan… Ażeby nam dać radę, trzeba z dziesięciu napastników, a przecież tylu dziś skupić się nie może, jeżeli ściga ich policja…
— Dałby Bóg, ażeby pan miał rację! — mruknął rejent, już nieco spokojniejszy.
Mój nowy przyjaciel i protektor stanowczo miał ćwieka w głowie. W pierwszej chwili — jego pytania i obawy bawiły mnie tak, że z trudnością powstrzymywałem się od śmiechu. Wnet jednak przypomniałem sobie, że nie dawniej jak wczoraj i onegdaj, ja sam dopuszczałem się podobnych dziwactw, a między innemi — lękałem się — obłąkania. Czemże zaś ma być gorszą obawa przed Olejarkiem, aniżeli przed bzikiem?…
Te uwagi pohamowały moją wesołość i rozbudziły współczucie dla zacnego rejenta. Więc, ażeby jego myśli odwrócić w innym kierunku, zapytałem:
— Pan dobrodziej zna chłopa, który w tak niegodny sposób odmówił mi pomocy?…
— Znamy go i jeszcze jak! — odezwał się furman, przy-