— I ja głupi poswarzyłem się z Moszkiem i z Szapsią, a mój kum i mój brat poszli do kryminału za Śperlinga!…
Od tej pory w sercu chłopa zagnieździła się i rozrosła nienawiść do Rzempolskich, której skutki widziałeś pan po sobie. Nie chciał panu dać pomocy, ponieważ wydało mu się, żeś pan podobny do młodego Rzempolskiego. A kiedy teraz przejeżdżałem około zagrody, Dzięgiel wyszedł, pokazał mi, że pan leżysz na kopcu i powiedział:
— Niech go pan rejent uprzątnie stąd, Rzempolszczaka, bo jak mi co do głowy uderzy, złapię siekiery i zgładzę pieskie nasienie…
Chłopami nie można się bawić, panie Fa… Fa…
— Fitulski — wtrąciłem.
— Tak!… tak!… panie Fitulski — kończył rejent — chłopami bawić się nie można, to niebezpieczna zabawka… No, dzięki Bogu, mamy tedy i las!…
Istotnie wjechaliśmy do lasu. Rosły w nim przeważnie sosny stare i wielkie, choć nie brakło młodych sosenek, lip dziwacznie powyginanych i krzaków. W głębi, po jednej i po drugiej stronie gościńca, było widać piaszczyste wzgórza.
— Jędrek… a jesteś tam? — zawołał rejent.
— Jestem!… jestem!… — odpowiedział jadący tuż za nami chłopak.
— Walek, uważaj — mówił rejent. — Nie myśl djabli wiedzą o czem, tylko oglądaj się na prawo i na lewo, ażebyś… ażebyś nie wjechał na korzeń i nie wywrócił. Szczególny las!…
Do tej pory nic osobliwego nie zauważyłem w tym lesie, lecz gdy rejent nazwał go „szczególnym,“ spostrzegłem na urwistym pagórku sosnę pochyloną w tak dziwny sposób, jakby nam się przypatrywała. Potem zobaczyłem drugą, garbatą sosnę, obok małej sosenki i zdawało mi się, że jest to babka z wnuczkiem. Na lewo od drogi dwie sosny coś sobie szepczą do ucha, a na prawo — znowu jakaś grupa familijna: wysoka sosna — niby mąż, niska a gruba — niby otyła
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 03.djvu/273
Ta strona została uwierzytelniona.