jeżdżam z domu przynajmniej raz na tydzień i podróżuję jak wszyscy ludzie. Ale dziś… Mój panie, od dwu dni biegam rozdrażniony, jak kot z pęcherzem, dwie noce nie spałem i ciągle trapiły mnie przeczucia, że dziś do stacji nie dojadę bez wypadku… Rozumie pan?…
— Najzupełniej rozumiem!… — odpowiedziałem z głębokiem przekonaniem. — Ja także przez kilka nocy nie spałem i ciągle zdawało mi się, że zwarjuję…
— No, tośmy obaj z tego samego pułku!… — zawołał rejent. — Chociaż, powiem panu, że jeżeli w tych dniach nie oszalałem, to muszę mieć tęgą głowę…
Zaczynałem nietylko rozumieć, ale i odczuwać stan duszy rejenta. Musiał mieć jakiś djabelny kłopot, z którego wypłynęły wszystkie ekscentryczności.
Bryczka zaturkotała po bruku i w chwilę później wysiedliśmy przed stacją. Rejent był jak odrodzony: poklepał pijaczynę furmana, Jędrkowi, zamiast obiecanych dwudziestu groszy, dał złotówkę i krokiem młodego chłopaka pobiegł do dworca.
Ja także zapłaciłem Jędrkowi obiecane dwa ruble, oddałem zepsuty rower posługaczowi i nareszcie ofiarowałem pół rubelka pijaczynie Walkowi, słusznie myśląc, że im mniej mu dam, tem on mniej przepije.
Fioletowonosy furman zdjął czapkę i kłaniając mi się, rzekł:
— Ja jakiem ino zobaczył na kopcu, zaraz poznałem wielmożnego pana i powiedziałem panu rejentowi, że trzeba odwieźć pana do stacji.
— Poznałeś mnie? — odparłem zdziwiony. — A gdzieżeś mnie pierwej widział?…
— Przecie na jarmarku w miasteczku widziałem pana i pan mnie. I jeszcze patrzył się wielmożny pan we mnie, jak w cudowny obraz…
— Ja?… w ciebie?… jak w cudowny obraz?… — zawoła-
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 03.djvu/276
Ta strona została uwierzytelniona.