Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 03.djvu/277

Ta strona została uwierzytelniona.

łem — i nagle błysnęła mi myśl, że nietylko rejent, ale i jego furman mają przewrócone klepki w głowie. — Gdzieżeś ty był?…
— Przecie mówię, że byłem na jarmarku z naszą panią i panienkami. Tylko nie byliśmy bryczką, ino powozem.
Serce zaczęło mi bić gwałtownie.
— Co, byłeś na jarmarku powozem?… A na koźle…
— Jużci, że byłem na koźle — odparł Walek. — Gdzieżem miał być…
Myślałem, że pijaczynę chwycę w objęcia. Więc powóz, który tak nagle uciekł przede mną z jarmarku, to był powóz rejenta, a słodkie dziewczę z niebiańskim owalem twarzy, z puklami ciemnych włosów, z nieskończonością w spojrzeniu, ta ukochana, ta jedyna, ta którą przeczuwałem w marzeniach, ta wyśniona… była córką — najpoczciwszego, najzacniejszego rejenta!… No, i niechże teraz ośmieli się kto twierdzić, że niema przeznaczenia!…
Dołożyłem Walkowi rubla i pędem wbiegłem do stacyjnego budynku, ażeby odnaleźć rejenta. Naturalnie, że nie ośmieliłbym się wspomnieć o jego ślicznej, o ukochanej córce… Chciałem tylko podziękować mu, podziękować z całego serca, że poratował mnie w ciężkiej potrzebie, no — i o ile będzie można — pragnąłem zawrzeć z nim bliższą znajomość.
Ale ani w poczekalni, ani w biurze, ani w bufecie nie było rejenta. Wtedy machinalnie otworzyłem drzwi do damskiego pokoju i zobaczyłem widok, na który serce we mnie zamarło.
Na stoliku stała flaszeczka z bezkolorowym płynem, obok niej kieliszek podzielony na gramy… A przy stoliku siedział rejent oparty na łokciach i — płakał!…
Przerażony schwyciłem go w objęcia i zawołałem:
— Co panu jest?… co pan pije?… dlaczego pan płacze?…
Rejent otarł łzy i spojrzał na mnie z wyrazem życzliwego zdumienia. Potem uśmiechnął się i odparł: