Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 03.djvu/282

Ta strona została uwierzytelniona.

mimo to jechałem dalej… z dwudziestoma tysiącami rubli przy sobie — dodał rejent ciszej, choć dokoła nas nie było nikogo.
W drodze myślę: trzeba wstąpić do Dzięgla i zabrać go ze sobą. Jakoż wstąpiłem, ale Dzięgiel nie mógł jechać do stacji. Na szczęście powiedział mi, że obok drogi zemdlał czy zasnął młody Rzempolski, któremu zepsuła się maszyna.
Z Rzempolskimi, jak ci mówiłem, moje stosunki są zerwane; ale w takiej chwili zapomniałem o nieporozumieniach. Myślę sobie: Rzempolski chce dojechać do stacji, ja potrzebuję towarzysza, więc go zabiorę, a dla większego bezpieczeństwa każę Jędrkowi, ażeby jechał za nami.
Taki miałem projekt. Więc zrozumiesz moje przerażenie, kiedy usłyszałem od ciebie i przekonałem się, że nie jesteś Rzempolskim, że nawet nie jesteś Fafulskim, kuzynem mojej żony… Na szczęście dodał mi otuchy twój uniform cyklistowski i pomyślałem: jeżeli jest cyklistą, musi być porządnym chłopakiem… Tak… jeżeli jest!… Ale jeżeli jest przebranym bandytą?…
Oto dlaczego zacząłem wypytywać cię o Fertnera i Lepperta, których znam z widzenia i ze słyszenia. Prawda, że wypytywałem cię niezgrabnie; wybacz mi przez wzgląd na kłopot i trwogę, jaka wówczas nade mną panowała… Ale ciebie to nic nie obchodzi…
— Jako żywo! — zawołałem, chwytając go za ręce. — Tak mocno odczuwam pańskie niepokoje, jakgdyby chodziło o mego własnego ojca…
— To, że mi współczujesz, widzę, ale ciebie nic nie obchodzi, że… Że ja mam tu, przy sobie… a właściwie na sobie, dwadzieścia tysięcy rubli…
Nie mogłem powstrzymać się od uśmiechu.
— Proszę pana — odparłem — moi koledzy wożą sumy dziesięć razy większe i nic nas to nie obchodzi… W mojem skromnem mieszkanku, które pan dobrodziej raczy poznać, le-