— A jednak — rzekłem — jeszcze onegdaj byłem naprawdę ciężko chory i kto wie, czy nie bardziej rozdrażniony, aniżeli pan… Ale trafiłem na genjalnego doktora, który jako lekarstwo zapisał mi podróż rowerem i… do śmierci pozostanę wdzięcznym temu wielkiemu lekarzowi…
— Ho!… ho!… — zaśmiał się rejent.
— Tak, panie. Mądra rada tego człowieka powróciła mi równowagę ducha, sen, apetyt!… A nadewszystko… umożliwiła mi znajomość z panem…
Lecz ponieważ rejent niespokojnie położył obie ręce na wypchanych bankocetlami piersiach, więc szybko dodałem:
— Ja tak lubię wieś, tak zawsze pragnąłem poznać kogo na prowincji, ażeby choć raz… dwa razy na rok…
— Co to dwa razy!… — przerwał rejent. — Dwadzieścia dwa razy i jeszcze w tym roku musisz nas odwiedzić w Kulfonowie. Pejzaż tam nieszczególny, ale zobaczysz, jak będą ci wdzięczne — moja żona… moja córka… za to, że ocaliłeś im ojca…
Chciałem zjeść jeszcze jedno kurczę na zimno, ale — już nie było…
Stanęliśmy w Warszawie dopiero o ósmej wieczór. Ja w tej chwili wynająłem dorożkę i z poczciwym rejentem, tudzież z popsutym rowerem, popędziliśmy co koń wyskoczy do rejenta Łabińskiego. Mój przyszły teść, zacny Wierzgajło, co chwilę zapytywał mnie: czy naprawdę wysłałem ze stacji depeszę do Łabińskiego?… czy jestem pewny, że depesza doszła?… i czy opinja publiczna zgodziłaby się na to, ażeby surowy wierzyciel wystawił na licytację rodowy majątek Jarzębinów Przewracalskich?… Widocznie w kochanym staruszku, pomimo bromu, znowu rozigrały się nerwy. Ale ja pytań i wątpliwości jego słuchałem tylko jednem uchem: uwagę