Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 03.djvu/299

Ta strona została uwierzytelniona.

— A tak, właśnie… kazali mu odliczyć pięćdziesiąt rózeg.
Nie wiem, dlaczego przygoda męża była mi całkiem obojętną.
— Oto nasz dom — rzekł lekarz i zatrzymał się na widok zapłakanej baby, która biegła naprzeciw niemu. — Czego to Wawrzyńcowa? — zapytał.
— O la Boga! — zawołała kobieta — a dyć niechże się pan doktór zmiłuje i podejdzie do mego…
— Co się stało?…
— Rznął mój sieczkę o teraz o… i tak sobie rękę zarznął, że mu chyba wszystkie palce odleciały…
— Bodajże ci trąba spuchła! — mruknął lekarz i pociągnął mnie do sieni swego domu. — Haniu!… Hanko!… — zawołał — przyprowadziłem gościa… Zajmij się nim, bo ja muszę pędzić do tego osła Wawrzyńca…
Doktór zniknął we drzwiach na lewo, a ja… skamieniałem… We drzwiach z prawej strony, odziana w szarą, płócienną sukienkę, stanęła — ta sama niebiańska dziewica, którą pierwszy raz ujrzałem podczas jarmarku, siedzącą na koźle!…
— Niechże pan pozwoli do pokoju — odezwała się głosem, który pozbawił mnie reszty przytomności.
Był to salonik, ozdobiony meblami obitemi amarantowym utrechtem. Lecz na stole, przykrytym serwetą szydełkowej roboty, zobaczyłem kilkanaście rzadkich i gęstych grzebieni, tyleż kawałków żółtego mydła i ze sześć sztuk różnokolorowych wstążeczek.
Ponieważ ciągle milczałem jak posąg zdumienia, więc moja zachwycająca… moja ukochana gosposia zaczęła udzielać mi objaśnień.
— Dziwi pana ten materjał?… Ja myślę! — mówiła dźwięcznym głosem, który sięgał mi do dna duszy. — Otóż widzi pan, papuś chce tutejsze dzieci przyzwyczaić do tego, ażeby się choć raz na miesiąc kąpały. Papuś zbudował dla nich łaźnię, gdzie ja dozoruję dziewczynki, a nasz felczer