— Powóz ruszył i zostawił mnie w rozpaczy, którą ukoić może tylko śmierć… Na szczęście wdało się w to przeznaczenie, zbliżyło mnie z panem rejentem, którego nie znałem dotychczas i…
— Pan wierzy w przeznaczenie? — zapytała moja najdroższa, moja wyśniona.
— Jakże nie mam wierzyć?… Czyliż moje tęsknoty, moja choroba, przepis lekarza, spotkanie wczorajsze z panią w miasteczku, a wreszcie to, że dziś mogłem opowiedzieć pani moją historję…
Hania pokręciła cudną główką.
— Mnie się zdaje, że ja nie powinnam słuchać tej historji — rzekła, bawiąc się kawałkiem różowej wstążeczki.
— Ale wepchnąć mnie na dno rozpaczy powinna pani? — zapytałem.
— Proszę pana, skończmy to…
— Ale pani nie pogardza mną?… nie nienawidzi?
— Ależ nie!
— Dziś muszę wracać do Warszawy pijany szczęściem, ale uleczony z tęsknoty… O, gdyby pani dała mi jaki talizman, choćby — ten kawałek wstążeczki, do której ma prawo każda dziewczyna…
— Owszem, ale pod warunkiem, że co tydzień będzie się pan kąpał — odparła, podając mi bezcenny upominek.
— Bóstwo moje! — szepnąłem.
— Ach, Boże! — westchnęła — jak to przypomina stare powieści.
Wyjąłem pugilares i otworzywszy go, ażeby schować drogą wstążeczkę, znalazłem — pęczek fiołków, które przed półgodziną darowała mi Zosia.
Muszę wyznać, że w tej chwili jakby drgnęło we mnie złe przeczucie. Ale ponieważ wszedł rejent i zabrał mnie na obiad, więc nie miałem czasu bliżej zastanowić się nad sytuacją.
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 03.djvu/303
Ta strona została uwierzytelniona.