awanturę i struchlałem, pomyślawszy, że ten człowiek mógł posądzić mnie o zamiar szykanowania go...
Drugi raz zdarzyło się gorzej. Spotkałem Eisenfedera na obiedzie, wiecie, u Janowej. Djabli nadali, że usiadł przy mnie Jeżoźwierz, który po czarnej kawie wydobył z kieszeni kilka jabłek amarantowego koloru i zaczął niemi częstować naprzód mnie, potem Eisenfedera.
— Jedz kolego — mówił — to bardzo zdrowe po obiedzie...
Co za głupi koncept i skąd mu przyszedł do łba! Eisenfeder na widok owocu, który zapewne przypomniał mu wystawę rolniczą w X., zerwał się od stołu, spojrzał na mnie oczyma pełnemi łez i zapłaciwszy Janowej za obiad, wyszedł. W kilka zaś dni dowiedziałem się, że wziął urlop i wyjechał na wieś, na guwernerkę. Było mi wściekle przykro, ponieważ jestem pewny, że posądzał mnie o opowiadanie jego nieszczęścia na wystawie.
Tu Parmezan umilkł i napił się piwa. Po chwili zapytał go Basetla:
— Więc, według twojej hipotezy, Parmezanku, Eisenfeder dlatego wyjechał na guwernerkę, że Jeżoźwierz poczęstował go bardzo czerwonemi jabłkami?... A czy wypadkiem, ty, filantrop, czy wypadkiem nie opowiedziałeś komu jego niemiłej historji?...
Parmezan zmieszał się...
— Czy ja pamiętam?... Może i opowiedziałem coś Jeżoźwierzowi, ale... pod największym sekretem i nigdy w tym sensie, że Eisenfeder kradł jabłka, tylko że spotkało go takie dziwne zdarzenie.
— Tak... tak!... musiałeś coś, Twarożku, chlapnąć językiem, naturalnie pod największym sekretem, o Eisenfederze, a zaraz powiem ci dlaczego. Pamiętam, w tej chwili przypomniałem sobie, że w roku, kiedy Szkołę Główną zamieniono na uniwersytet, rozeszła się, pod największym sekretem, po-
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 04.djvu/040
Ta strona została uwierzytelniona.