Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 04.djvu/050

Ta strona została uwierzytelniona.

— Korzonków — mówili — a nawet szczurów ciągle ubywa, więc, zanim osuszylibyśmy ziemię, głód nas wymorduje. Powiedz przeto: co czynić?
Mędrzec dał im pewien gatunek grzyba, który odznaczał się wielką plennością; kazał go pokrajać i siać na miejscach wilgotnych. Skutek był wyborny, grzyby prędko mnożyły się i wygłodzonym dostarczały obfitego jadła.
Po pewnym jednak czasie naród zaczął skarżyć się na zbyt jednostajny pokarm.
— Na odmianę — mówili — przydałyby się nam, choćby raz na dzień, miodowe placki i bażanty!...
— Jest i na to sposób — odparł mędrzec. — W naszych górach znajduje się dużo soli i metalów, których potrzebują Androwanowie; więc kopcie sól i metale, sprzedawajcie je Androwanom, a od nich kupujcie bażanty i miodowe placki...
Na tę radę Majungowie oburzyli się tak mocno, że o mało nie zabili mędrca. Zwołano starszych, wykonano najpiękniejszy wojenny taniec, odśpiewano i skomponowano kilka nowych poematów na cześć przodków i uchwalono wojnę z Androwanami, dla uzyskania miodowych placków, bażantów, kuropatw i pawich języków.
W wyprawie tej wzięła udział najdzielniejsza młodzież narodu Majungów. Pewnego poranku armja, odbywszy uroczysty taniec z muzyką i śpiewami, wyruszyła na wojnę. Nie było jej tydzień, dwa... Już naród oddawał się najpiękniejszym nadziejom, kiedy w trzecim tygodniu przybiegło kilku niedobitków, wołając, że armja została pokonaną i że Androwanowie gotują się do przejścia gór, co dla Majungów równałoby się ostatecznej zagładzie.
Szczęściem był to fałszywy alarm. Androwanowie nie przeszli gór, bojąc się gorączek bagiennych i licząc na to, że prędzej czy później Majungowie w niezdrowym kraju sami wyginą. Swoją drogą androwańskie wojska rozstawiły się wzdłuż granicy, chwytały każdego Majunga, który zabłąkał się, szu-