Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 04.djvu/053

Ta strona została uwierzytelniona.

gnili, nieraz przez kilka miesięcy, dopóki nie zabrała ich śmierć, pełna cierpień.
Wiadomość o tej klęsce prędko doszła do ziemi Majungów i obudziła wielką uciechę. Znowu zwołano radę wielką, na której, po wykonaniu uroczystych tańców i odśpiewaniu hymnów, przewódcy oświadczyli, że choroba, nękająca Androwanów, jest następstwem ich zaklęć.
— Wkrótce wyginą nasi nikczemni wrogowie, a my odzyskamy ziemię, która rodzi tłuste bażanty i miodowe placki.
Ale lud, po tylu doświadczeniach, już nie dowierzał swoim bohaterskim przewódcom i zapytał o zdanie mędrców.
— Nie mamy czego radować się — odpowiedział jeden uczony — gdyż choroba, która dziś zabija Androwanów, jutro zacznie mordować nas. I dlatego pozwólcie, ażebym poszedł do nich i zaniósł im potrzebne lekarstwa.
W zgromadzeniu wybuchnął niepokój, odezwały się głosy: „Zdrajca!... nie ma wstydu!... chce ratować nieprzyjaciół, przeciw którym występują sami bogowie!...“ Ale większość głosów oświadczyła się za projektem mędrca; strach bowiem przed ohydną chorobą był silniejszy od nienawiści.
Wojska Androwanów, stojące wzdłuż granicy, w pierwszej chwili chciały zabić mędrca, który niósł lekarstwo z ziemi Majungów. Lecz ponieważ kilku żołnierzy było dotkniętych chorobą, więc zażądano, aby mędrzec przedewszystkiem na nich wypróbował swoich środków. Uczony zgodził się na propozycję, zaczął leczyć pacjentów, a gdy po kilku dniach zagoiły się ich rany i znikły guzy, gdy ustąpiła gorączka, a chorzy odzyskali sen i apetyt, Androwanowie wpadli w nieopisany zapał. Samego mędrca, jego naczynia i wozy ziół nieśli na własnych tarczach, a po drodze wołali do ludu:
— Oto zbliża się zbawca, przed którym uciekają śmiertelne guzy!...
Był to rzeczywiście pochód triumfalny. W każdej wsi zastępowali mędrcowi drogę chorzy; on zostawiał im napój ta-