jemniczy, kazał się im kąpać, jadać mało mięsa, a dużo owoców i — w ciągu kilku dni usuwał cierpienie. Wkońcu zaczęło napływać tylu pacjentów, że mędrzec, zanim dojechał do stolicy Androwanów, musiał sprowadzić ze swego kraju kilkunastu pomocników. Niedawni wrogowie obsypywali ich błogosławieństwami i cennemi podarunkami, całowali ich szaty i padali przed nimi na twarze.
W pół roku Androwanowie zostali uratowani od szkaradnej klęski, a w nagrodę zobowiązali się szanować życie każdego Majungi, dopuszczać ich kupców do wnętrza kraju i — prowadzić z nimi handel uczciwy. Majungowie mieli dostarczać soli i metalów, Androwanowie żywności i odzieży.
Gdy mędrcy wrócili do rodaków i pokazali im traktat, partja wojenna nazwała ich zdrajcami.
— Za taką usługę — wołano — powinniście byli żądać, co najmniej, zwrócenia wszystkich dóbr, jakie nam zagrabili ci złodzieje!...
Ale większość Majungów z zadowoleniem przyjęła traktat, odgadując instynktem, że on jeżeli nie zwraca dóbr straconych, to przynajmniej ubezpiecza naród od głodu.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Od tych wypadków upłynęło tyle lat, że pod wpływem ciężkich doświadczeń Majungowie całkiem zmienili swoje poglądy na życie. Zamiast do harf, zabrali się do motyk, zamiast tracić czas na tańcach wojennych, zaczęli kopać rowy i sadzić drzewa, a zamiast opiewać urojonych bohaterów — badali otaczającą ich naturę.
Dzięki temu — wyschły bagna, ustąpiły gorączki, a ziemia pokryła się jarzynami i owocami. Naród Majungów zamiast z dziesięciu tysięcy skazanych na zagładę cherlaków składa się z trzystu tysięcy zdrowych, pięknych i potężnie zbudowanych obywateli. Ich twórczy genjusz od muzyki i poezji zwrócił się do odkryć i wynalazków, na wyspie zapanował spokój, a An-